Oby było tak, jak mówicie.
Teraz postaram się opisać jak to było z tym wyjazdem i awarią.
https://www.google.pl/maps/dir/Mi%C4%99dzylesie/Hanu%C5%A1ovice,+Czechy/Prudnik/K%C4%99dzierzyn-Ko%C5%BAle/Racib%C3%B3rz/Rybnik/%C5%BBory/Zator/Jas%C5%82o/Rybne/@51.0298037,19.2942536,7z/data=!4m62!4m61!1m5!1m1!1s0x470dfdff8542c2a9:0x2b0987372a507b7e!2m2!1d16.6670843!2d50.1477491!1m5!1m1!1s0x47120283f97ef4db:0x400af0f66150710!2m2!1d16.9364145!2d50.0804826!1m5!1m1!1s0x471197a6303c5b9d:0xa947aac673820ecf!2m2!1d17.5742264!2d50.3206779!1m5!1m1!1s0x47111138b68d5aad:0xb7b47699bc9c8a5d!2m2!1d18.2261844!2d50.3498805!1m5!1m1!1s0x471142a00b5a9681:0x58b0ab0b3bb7cc74!2m2!1d18.2199165!2d50.0915234!1m5!1m1!1s0x471148d6419d8e49:0xc26d40f9f9b53851!2m2!1d18.5462847!2d50.1021742!1m5!1m1!1s0x47114cd5093f3107:0xedcc49a9a04a3c10!2m2!1d18.7006401!2d50.0447236!1m5!1m1!1s0x47168d7672b17e3b:0x77395d4b17bd3483!2m2!1d19.43747!2d49.99621!1m5!1m1!1s0x473db40ad0d97001:0x1512bd6fe2024e70!2m2!1d21.4722875!2d49.7445663!1m5!1m1!1s0x473bf72482184e8d:0xc3e12ab92504f0ad!2m2!1d22.403363!2d49.3417072!3e0Jechaliśmy z dziewczyną na Jawie, brat Yamahą XTZ i szwagier z kumplem autem z bagażami. W tamtą stronę jechało się spoko, zajęło nam to 14 godzin
Nic nie nawaliło, motor spalił na takiej trasie 4,1/100km.
Nocowaliśmy w domku holenderskim, nad zalew Soliński było 2,5km, a do Polańczyka ok. 8km. Niestety byliśmy tam tylko 3 dni. W przyszłym roku trzeba będzie to jakoś lepiej i wcześniej zaplanować i pojechać na tydzień.
W drodze powrotnej trochę się nam spieszyło i zdecydowaliśmy się pojechać autostradą z Rzeszowa aż do Opola, a po drodze zatrzymać się na noc w Krakowie.
Wyjechaliśmy ok. godziny 15, droga do Rzeszowa trochę się przeciągała bo był duży ruch, trochę deszcz nas zmoczył, ale tragedii nie było.
W Rzeszowie tankowanie i dzida na autostradę. Jako najsłabszy sprzęt jechałem pierwszy. Na autostradzie pustki, jedziemy z prędkością 125-130km/h, obrotomierz w okolicach czerwonego pola. Jechałem już wcześniej z taką szybkością na trasie 80km i byłem pewien że mój sprzęt to wytrzyma, bo nic się nie zacierało, nie stukało itp.
Niestety tym razem było inaczej. Gdy tak zapierdzielałem jak mały samochodzik, w końcu zdrętwiały mi nogi od wibracji. Było ok godziny 19, wcześniej minęliśmy zjazdy na Dębicę. Zdziwiło mnie że od dość długiego czasu nie widziałem żadnej stacji benzynowej, czy innego zajazdu. Poklepałem Jawę po baku i pomyślałem "kurde to jest twardy sprzęt, taki kawał z prędkością prawie max i jeszcze jedzie" Wkońcu wypatrzyłem na znaku coś takiego jak MOP Jastrząbka, włączyłem kierunkowskaz, zjechałem na prawo, zacząłem zwalniać i.... nawaliło wszystko na raz
2 razy mignęła kontrolka od ładowania, silnik zaczął przerywać i zdechł całkowicie.
Poczekaliśmy aż trochę ostygnie, zdjąłem prawą pokrywę i obserwuję czy coś tam się nie sknociło. Ale wszystko wydawało się być ok, wirnik dokręcony, kable całe, czujnik do soveka wygląda ok. Wyjąłem szczotkotrzymacz i zobaczyłem że jest trochę odkształcony, ale pomyślałem że da jeszcze radę dojechać do domu i założyłem spowrotem. Nacisnąłem kopnik, Jawa potężnie strzeliła w tłumik, coś stuknęło i kawałki szczotkotrzymacza poleciały w siną dal. Wtedy zadzwoniłem do DamDama i Jawerów do których mi podał nr, ale w trafiłem na taki region gdzie do każdego jest daleko.
Ale na szczęście mam nowy akumulator więc powinienem dać radę chociaż zjechać z autostrady, więc odłączyłem regulator napięcia i wszystko co może mi zjadać prąd i w drogę.
Po wyjechaniu z MOP-a ujechałem może 300m i silnik znowu zaczął przerywać i zdechł. Auta jeżdżą, my nie mamy linki holowniczej, pomału zaczyna się ściemniać, generalnie fajno jest
Poprosiłem brata żeby jechał obok mnie i pchał mnie za podnóżek pasażera, a dziewczyna przesiadła się do auta. Ja złapałem się lewą ręką za owiewkę Yamahy i w ten sposób dostaliśmy się do Tarnowa. O ile po autostradzie dało się w ten sposób w miarę dobrze jechać, to zabawa zaczęła się na zjazdach, rondach, światłach i innych skrzyżowaniach. Wyglądaliśmy komicznie gdy wpadaliśmy na rondo i oba motory zaczynały się chwiać na wszystkie strony. Wreszcie dotarliśmy do jakiejś stacji benzynowej w Tarnowie i kupiłem tam linkę holowniczą. Zastanawialiśmy się jak umocować do kufra albo do mnie trójkąt ostrzegawczy, a dopiero w domu pomyślałem że mogłem przecież ubrać kamizelkę odblaskową
Zadzwoniłem do ojca żeby się pochwalić i wykombinował nam miejsce żeby zostawić motor u kolegi znajomego w warsztacie między Bochnią a Wieliczką. Dojechaliśmy tam późno w nocy. Nocowaliśmy w motelu.
Rano mój tato przyjechał z przyczepką i zapakowaliśmy Jadwigę. Przy okazji ubiłem interes, zamieniłem z tym mechanikiem niesprawny silnik od Simsona SR2 na silnik od Jawy 353 z 1957r na chodzie
Później zapakowaliśmy się do szwagra auta, brat na Yamahę i wróciliśmy do domu autostradą.\
Mimo tego że wyjazd był źle zaplanowany, była awaria itp i tak wszyscy byli zadowoleni. W przyszłym roku trzeba to powtórzyć