Jako, że serducho Jawy trafiło dwa dni temu na warsztat, przyszedł czas, by założyć jej temat
Motocykl kupiłem w kwietniu 2018r., od remontu generalnego u poprzedniego właściciela (góra, dół, skrzynia i kartery) miała przejechane parę tys. kilometrów.
Po paru miesiącach Jawa doczekała się kufrów bocznych, kufra centralnego oraz wzmocnienia tylnej części ramy.
Następnie szczęśliwie objechała Nordkapp i sporo różnych zlotów, dostała m.in. zaworek iglicowy z Kawasaki, 9-diodowy układ ładowania, nową instalację elektryczną, nowe rafki, oddzielne automaty stopu oraz przetaczane okładziny hamulcowe.
W zeszły weekend, wraz z Maskotą wyruszyliśmy w trasę do Finlandii. Jechaliśmy trochę okrężną drogą, ze Śląska bliżej wschodniej granicy, później kierowaliśmy się na północ. W drugim dniu, po pokonaniu ok. 780km, w okolicach Szypliszk (15km od granicy z Litwą) zaczęły się problemy z Jawą. Najpierw zgasła nagle na wolnych obrotach, a po przejechaniu paru km wydawało się, że złapało na chwilę tłoki.
Silnik nawet po ostygnięciu był zablokowany, skrzynia biegów i sprzęgło pracowały.
Podejrzewałem łożysko środkowe wału.
Po odkręceniu kapy sprzęgła i pokręceniu silnika w odwrotną stronę, wszystko znów na jakiś czas się odblokowało. Przy próbie dojazdu do najbliższego motelu koło stanęło w miejscu. Resztę drogi do motelu Jawa pokonała na lince holowniczej, a Maskota ruszył do domu po swojego dostawczaka.
Jawa wróciła na pace do domu, 640km.
Po rozebraniu silnika podejrzenia się potwierdziły. Rozleciało się jedno z łożysk środkowych, koszyk z łożyska utknął w szczelinie przy przeciwwadze.
Wydaje się, że smarowanie było w porządku.
Silnik miał przejechane ponad 25 tys. km., Jawa czeka na nowy wał.
Zdjęcie z ostatniej podróży przed awarią, a następne zablokowanego wału.