Wolna Strefa Jawa - CZ

  • Maja 17, 2024, 12:21:00
  • Witamy, Gość
Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Autor Wątek: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...  (Przeczytany 4407 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

albiNOS

  • Jawer
  • ***
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 152
  • Kia Sorento, , Audi A4, Swift Coastline, Romet M1
Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« dnia: Czerwca 03, 2012, 11:59:46 »

 (...)- Dobra już dobra, zabieraj – szybko oddał kluczyki
            Mężczyzna wyszedł z knajpy. Ubrany w czarne skórzane buty, spodnie a na wszystkim dodatkowo w wojskową bechatkę, zabrał ją komuś, toć chyba nie kupił.
            Podszedł do junaka, okazało się, że kluczyki nie pasują. Podszedł, więc do stojącej nieopodal, cezety. Zbadał ją wzrokiem przy użyciu, którego natychmiast ocenił wiek odlewów i wytłoczeń. Stwierdził, że opony, olej, świece, tarcze sprzęgłowe i kilka innych części są dużo młodsze. Nie były to w tej chwili najistotniejsze informacje, jednak przynajmniej wiedział, że jego falowo-molekularny system oceny wieku przedmiotów działał na poziomie zadowalającym. Do cezety kluczyki również nie pasowały, znalazł, więc na ziemi gwoździa, włożył go do stacyjki. W okolicy prędkościomierza pojawiły się dwie malutkie lampki, czerwona od ładowania i żółta będąca kontrolką biegu jałowego. Ale to nie wszystko. W okolicy manetki gazu, znajdował się mały przełącznik od zapłonu, służący do gaszenia uruchomionego silnika. Należało przemieścić go ze skrajnego połażenia na środkowe, ale dopiero po kilkukrotnym naciśnięciu na dźwignię rozruchową. W okolice komory spalania oraz do skrzynki korbowej dwusuwowego silnika, musiała dostać się określona ilość mieszanki paliwowo-powietrznej. Dopiero, gdy obydwa tłoki otaczało paliwo z powietrzem można było uruchomić silnik. Pojawienie się iskry oraz wprawienie w ruch tłoków powinno teoretycznie spowodować rozruch silnika. Właśnie, teoria swoją drogą a życie i tak potrafi płatać figle. O co chodzi? Gdybyśmy rzucili kanapkę z masłem to na sto procent spadłoby masłem w stronę podłogi. Ktoś mądry jednak kiedyś zauważył, iż gdyby posmarować kanapkę masłem z dwóch stron, to mieli byśmy perpetułmobile. Kanapka musiałaby się ciągle obracać. Darmowe źródło energii? Ale to znowu teoria. Wróćmy do naszej, cezetki. Mężczyzna nacisną na kopniak, ale motocykl nie zapalił, nacisną, więc po raz drugi trzeci czwarty i nic. Zszedł z motoru i zaczął go pchać. Wcisną sprzęgło włączył dwójkę (zgasła żółta lampka), po czym wskoczył tyłkiem na siedzenie. Wał korbowy silnika zaczął się obracać, więc pchał go coraz szybciej. Minęło kilka minut szalonej gonitwy, gdy usłyszał potężny strzał. Zatrzymał się, trzymając motor za kierownicę zaczął go oglądać, to z prawej to z lewej strony, to od strony tłumików i nic. Miał już brać się za kontynuowanie reanimacji, gdy usłyszał kolejny strzał tym razem poprzedzony przeładowaniem strzelby gładkolufowej. Za pierwszym razem myślał, że to strzał z tłumika. Mylił się i to dość znacząco. Okazało się, iż z knajpy wyszedł jakiś gruby koleś( chyba szef baru) najprawdopodobniej z mossbergiem w ręku. W każdym bądź razie na pewno była to pięciostrzałowa strzelba gładkolufowa. Dwie breneki[1] powędrowały już w kierunku nieba. Gdzie wylądują trzy kolejne? O tym miał się przekonać za chwilę.
            - Ej ty, chodź tutaj – krzyknął tłusty kolo ze spluwą w ręku – nie zabierzesz motoru temu facetowi!
            - Dlaczego?
            - Mówię ci, że tak tego nie zrobisz!
            - Jak to nie zrobię! a co? ktoś mi zabroni?
            - Bo baranie nie odkręciłeś kranika!
            - Eee no dzięki, o tym drobiazgu nie pomyślałem
            - I jeszcze jedno – powiedział facet ze spluwą
            - Co takiego?
            - Dzięki za wpierdolenie tym kolesiom, od dawna robili tu straszną borutę, a i zarobić prawie chuj dawali
            - Drobiazg
            - W dowód wdzięczności przyjmij tą oto...– mężczyzna odwrócił się i wyją z dziury po latającej prostytutce KBK AK MS 7,62 mm, –...pamiątkę z wojska oraz ładownicę, razem 120 pestek
            - Eee no to żeś mnie koleś zaskoczył!
            - Weź jeszcze Imperatora, – co za idiota, przecież to Mossberg, w końcu jestem narratorem i wiem wszystko.
            - Ty narrator nie wpierdalaj się między wódkę a zakąskę – zaprotestował mężczyzna, który za chwilę miał otrzymać tak wspaniały prezent, w końcu kupić kałacha na wolumenie potrafił każdy, ale Mossberga? to graniczyło z cudem.
            - Ty narrator weź się tak kurwa nie spinaj nad rodzajem giwery? Jeden chuj Mossberg czy Imperator!
            -, Jeśli uważasz, - kontynuowałem ja, czyli narrator - że niema w nich różnicy między Mossbergiem a Imperatorem, to czekaj niech ci w trakcie czyszczenia części potasuje, wtedy się osrasz a nie złożysz. Pozwolę sobie zauważyć, iż w obydwu przypadkach długość...
            - Weź kurwa! – Krzyknął zbulwersowany szef baru - skończ pierdolić!
            - Dzięki stary za Imperossberga? Tak? Mogę tak na niego mówić?
            - Mów jak chcesz tylko nie mów, że masz go ode mnie. A i …masz tu jeszcze okulary, żeby ci komary nie wlatywały do oczu.
            - No dobra, dzięki
            - I masz tu jeszcze Ericssona 11210
            - Dobra, ale już daj mi spokój, bo muszę spełnić misję.
            Mężczyzna podszedł do motoru i odkręcił kranik. Karabinek po przeładowaniu i ustawieniu na ogień pojedynczy założył na plecy, zaś Imperossberga( jak śmiał profanować nazwę niemal kultowej strzelby) wepchną za owiewkę, ją również przeładował i odbezpieczył. Po tych czynnościach zatopił na chwilę pływak lekko przelewając gaźnik i nacisną kilkakrotnie na kopniak. Gdy włączył zapłon i powtórzył kopnięcie, silnik zaskoczył.
            - Ej! Misjonarzu! – Krzyknął grubas – uważaj na zakrętach, bo te, cezety to lubią przodem wyjeżdżać!
            Mężczyzna bez słowa zwiększył obroty silnika i ruszył w kierunku ciemnej ulicy Olsztyna.
            - Znaczy podsterowne są – cichutko powiedział barman do siebie, gdyż tamten był już za odległą mgiełką niebieskiego dymu. (...)

 
   [size=0pt][1][/size] Breneka – patrz encyklopedia PWN

   
Zapisane

marian

  • Jawer Weteran
  • *****
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 861
  • Jawa 638.0 Ogar 200
Odp: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« Odpowiedź #1 dnia: Czerwca 03, 2012, 21:15:02 »

Zarąbista opowieść ale to juz było http://www.jawacz.pl/opowiesci-warsztatowe/opowiadanie/msg129508/#msg129508 Zapodaj coś nowego bo ja lubie czytać.
Zapisane
Jeśli coś ma być zrobione dobrze,zrób to sam.

albiNOS

  • Jawer
  • ***
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 152
  • Kia Sorento, , Audi A4, Swift Coastline, Romet M1
Odp: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« Odpowiedź #2 dnia: Czerwca 04, 2012, 12:59:21 »

 
Liść
           
           
Gdy trzasnął drzwiami te jak nigdy zamknęły się za pierwszym razem, choć z taktycznego punktu widzenia, w tej sytuacji robienie hałasu nie było czymś pozytywnym
            O tej godzinie Waldek w rejonie ulicy Daszyńskiego miał dwa punkty przejściowe, tak zwane obszary zagrożone. Od wielu miesięcy zabiegaliby nie mieć służb ze strażnikami wiejski... Eee to jest miejskimi, gdyż ci jak zawsze się opierdalali no i masz ci los. Zabrali SM-ów i teraz jeżdżą sami. W jego polonezie wentylator chłodnicy przy prędkości patrolowej uwielbiał się włączać, nie było nawet konieczności obserwacji wskaźnika temperatury, to znaczy taka konieczność była, ale nie po to by wiedzieć czy wiatrak się kręci. Wibracje przez niego generowane dało się odczuć nawet na tylnym siedzeniu. Niebieski polonez z białymi paskami po obu stronach skręcił w uliczkę prowadzącą do warsztatów Zespołu Szkół Elektrycznych, gdzie zauważył dziwne wyładowania atmosferyczne bądź inne nie atmosferyczne, ale na pewno jakieś tam wyładowania. Przez chwilę zastanawiał się czy to, aby przypadkiem uczniowie elektryka czegoś nie kombinują i czy w ogóle opłaca mu się tam jechać. Miał obawy, że znowu wpakuje się w jakieś bezsensowne kwity i zamiast skończyć o 22, będzie jeszcze tworzył tysiąc protokołów zatrzymań, sto tysięcy pokwitowań odbioru, czterysta tysięcy notatek, i jeszcze milion niewiadomo, czego a na koniec przełożeni powiedzą, że się opierdalał. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, miał, więc cichą nadzieję, że tym razem piekło czy swędziało nic go nie będzie.
            Gdy ucichło echo zamykanych drzwi, do uszu, Waldka dotarł jeszcze jeden stosunkowo głośny dźwięk. To wentylator. Nim temperatura silnika opadnie miał jeszcze chwilę by sobie popracować.
            Waldek podszedł do siatki, w której wypalony był otwór w kształcie prostokąta a obok stał a raczej leżał przecięty w pół stolik w pobliżu, którego znajdował się tak zwany leżak.
            - Te lumpie! Wstawaj szmatławcu!
            - Eeebleeeublee bleue – leżak nie potrafił wydusić konkretnego słowa, wyraźnie zdenerwowany policjant szybko i dokładnie się rozejrzał. Nikogo nie zauważył, więc sprzedał mu tak zwanego liścia[1].
            - Eulebleee! – Zaprotestował leżak
            - Wstawaj kurwa! śmieciu zajebany, teraz się będę bujał z tobą po SOR-ach łazęgo! Gdzie masz dokumenty łajzo?
            - W pulpiep.
            - Gdzie kurwo!?
            - W puu u u u lpiep
            Waldek naciskając przycisk, zbliżył mikrofon stacji nasobnej do ust.
            - 00 do 12
            - zgłaszam się
            - Słuchaj, na ulicy Daszyńskiego w pobliżu garaży przy warsztatach elektryka mam leżaka, jak możesz to przyślij kogoś z trójką, bo mi to zarzyga całego poloneza.
            - Może karetka potrzebna?
            - Gość jest nie tomny, zapruty że poezja.
            - Musisz poczekać aż się odprawią
            - A ruch, co robi?
            - Przecież ruch nie ma trójki.
            - No tak zapomniałem, dobra targnę go jakoś.
            Zadanie, którego się podjął nie było zbyt przyjemne. Miał za chwile zrobić notatkę z legitów i raport, zdać peszeraka[2] potem trzasnąć drzwiami fabryki i nie myśleć o robocie. Tak by zrobił, gdyby nie powiadomił o leżącym dyżurnego. Niestety, każda korespondencja się nagrywała, facet by zszedł i mógłby mieć niezłą lipę, wymarzony kąsek dla prokuratora. Policjantowi do niedawna przy ciąganiu pijusów mógł pomóc Strażnik Miejski, mimo iż opierdalał się przy tworzeniu kwitów.
Chudy pijak nie był za ciężki za to śmierdział niemiłosiernie.
            - Ostatnia para rękawiczek – pomyślał – palancie! Słuchaj kurwa śmieciu idziesz czy mam cię tak ciągnąć?
            - Elembeleeebp bleeeeeee...
            - No tak kurwa! Moje buty! Wiedziałem! Coś ty wpierdalał? Ale ci jebne wniocha ze 140[3] i jeszcze ci kurwo znieważenie dopierdole! Za te rzygi, co żeś tu zrobił, skurwysynu ty! Ty kurwo niemyta! – Policjant rzucił pijaka na chodnik – ładny chuj! Będziesz dzisiaj spał u Siwego! I jeszcze ci zniszczenie mienia dopierdole pedale zajebany i wręczenie korzyści majątkowej i... Skurwysynu!
            Byli już przy radiowozie, Waldek zdziwił się nieco, gdy usłyszał pracujący wiatrak układu chłodzenia poloneza. Otworzył bagażnik oraz tylne drzwi. Kwity, które leżały na tylnym siedzeniu wrzucił do bagażnika.
            - Masz szczęście, że z tyłu mam butle z gazem, bo byś jechał w bagażniku, choć tobie to pewnie jeden chuj, jakbym hak miał i linę to na hol bym cię targną.
            Waldek wyprostował się na chwilę, spojrzał na pijaka, któremu najwidoczniej powoli zaczynała wracać wątła świadomość.
            -, Co? Wyrzygałeś i teraz byś wyjebał jeszcze z jedno wino? Granatowe, Co?!
            - Kulrwa bll spielrlrdablaj
            - Ci kurwa spierdole zaraz, wjebuj się do środka łazęgo, bo czasu nie mam śmierdzielu!
            Pijak przez mgłę widział swojego oprawcę. Ubranego na niebiesko stojącego przed nim, wyrzucającego z siebie jakieś niezrozumiałe zdania. W pewnym momencie zaczęło mu się wydawać, że niebieska postać zaczyna się robić coraz niższa. Po dwóch sekundach był pewny, że ten ktoś się przewraca. Stała za tym kimś kolejna postać, prawie taka sama jak ten pierwszy. Ne miał pojęcia o tym, iż był to płynny beton, B-1000. Nie interesowało go to zbytnio. Coś ciężkiego i ciepłego przed chwilą go przykryło, wiec postanowił zasnąć.
            Policjant, teraz już nieprzytomny leżał na leżaku. B-1000 tępo spojrzał na jego zdaniem olbrzymią kanapkę z czymś śmierdzącym w środku oraz na poloneza z otwartymi drzwiami i głośno pracującym wentylatorem. Już wiedział, czym będzie dziś jeździć.
            B-1000 przeszukał kieszenie policjanta, w których znalazł notatnik. Otworzył go na stronie z odprawą, dzięki czemu poznał kryptonim oraz godzinę, o której prawdziwy policjant miał skończyć służbę. Wsiadł do poloneza, wyrwał czystą kartkę z notatnika i napisał na niej imię nazwisko oraz datę urodzenia Jana Kormorana – to powinno wystarczyć- pomyślał. Po tym uruchomił silnik i ruszył w stronę komendy.
 
 
                                                            Dres i białe czapeczki
 
 
           
           
Gdy usłyszała dźwięk klaksonu podeszła do okna.
- Aneta! No wyłaź! Jedziemy do Olsztyna!- Krzyknął kierowca samochodu, który przed chwilą zaparkował pod oknem PGR-owskiego bloku.
Było to mocno, przybajerzone niebieskie BMW z pionowym rządkiem napisów na przedniej części drzwi kierowcy. OZ, NOS, K&N i inne, dwudziestocalowe nisko profilowane felgi, niebieskie podświetlenie podwozia no i oczywiście głośna muzyka typu „umca umca” Aneta otworzyła okno
            - Pojebało was?! Po ostatnim. Nigdzie z wami nie jadę!
            - Aneta! Obiecuje, że na nikim nie wykręcimy dziesiony[4]         
            - Przez was na pudle byłam kutasy!
-, Ale nie tym razem Anetko, obiecujemy ci nawet nie mamy ze sobą sztachet i bejzboli! Napra... – Nim skończył zamknęła okno i choć nudziło jej się strasznie postanowiła, że tym razem z nimi nie pojedzie. Lubiła bajeranckie bryki a chłopaki w nich zawsze wydawali się przystojniejsi. Ale do blachary dużo jej brakowało. Tak uważała, no cóż kobiety czasem się mylą. Wkrótce jednak stwierdzi, że noc na dołku uratowała jej życie.
 
 
 
 
 
           
 
Czerwony trójkącik

 
           
Licznik w cezecie wskazywał nieco ponad złoty dwadzie... To jest nieco ponad 120. Kierujący dobrze wiedział gdzie jedzie. Janusza Kormorana miał znaleźć w Rynie, a z Olsztyna dojazd sprzętem, którym dysponował miał zająć stosunkowo dużo czasu tym bardziej, że było ciemno i padał niewielki deszcz, więc asfalt nie miał wzorowej przyczepności. W pewnym momencie zauważył postać w odblaskowej kamizelce, machającej do niego czerwonym świecącym trójkącikiem. W centralnym układzie sterowania elektronicznym procesem myślowym kierowcy motocykla natychmiast pojawiło się kilkanaście pytań odnośnie zaistniałej sytuacji między innymi:
1)      Po co ten ktoś macha tym czerwonym świecącym trójkącikiem?
2)      Po co temu komuś odblaskowa tkanina pokrywająca cały tułów i kawałki rękawów?
3)      Po co ten ktoś jest tym kimś? (To akurat chyba niezbyt inteligentne pytanie)
4)      Po co ten ktoś, gdy się jego minęło wbiegł szybko do stojącego obok samochodu, niemal przewracając się?
5)      Po co temu komuś napis POLICJA na odblaskowej tkaninie?
6)      I jeszcze kilka innych pytań zaczynających się od poco?...
Nie skończyły się pytania o tematyce, „po co” gdy ujrzał, iż wszystko wokół zostało oświetlone mrugającym niebieskim światłem, któremu towarzyszył głośny sygnał o zmiennym tonie. Zdziwił się nieco, ale jechał dalej. Oczywiście środkiem drogi, jedynie w rejonie zakrętów zjeżdżał raz do lewej krawędzi jezdni a raz do prawej chcąc utrzymać optymalny tor jazdy tak by siła odśrodkowa działająca na pojazd była możliwie mała. Im większy promień skrętu „r” tym mniejsza siła odśrodkowa „F” im większa prędkość „V” tym większa siła odśrodkowa, co wynika z prostego wzoru:
F = - jasny i klarowny wzór na siłę odśrodkową, im większy mianownik tym mniejsza siła. Ale prędkość, tutaj wartość im większa tym bardziej pożądana celem uzyskania jak najkrótszego czasu dojazdu, podniesiona do kwadratu pomnożona przez masę oraz podzielona przez dany promień dawała pewną siłę.
W tym momencie dochodzimy do banalnego równania, w którym F musi być mniejsze lub równe tarciu między oponą a asfaltem. W pewnym uproszczeniu oczywiście z tego względu, że lekki poślizg tylnego koła z możliwością kontry przednim kołem jest dopuszczalny, jednak przy dużym wychyleniu w dryfie, mimo efektywnego wyglądu tracone są cenne sekundy. Ponadto motocykl to nie samochód. Jak zapewne wie każde dziecko, motor ma zwykle trochę mniej kół niż samochód a co za tym idzie o wiele łatwiej tu o utratę stabilności. I choć w świetle przepisów ustawy z dnia 20 czerwca1997 r. „Prawo o Ruchu Drogowym” jedno i drugie to pojazd samochodowy, to utrata przyczepności jakiegokolwiek koła jednośladowca powoduje kilkakrotnie większe ciśnienie w układzie krążenia, wyższy zasięg włosów stających dęba i jeszcze bledszą twarz kierującego.
W tym momencie wypadałoby jeszcze napomknąć o środku zmniejszającym tarcie między oponą a asfaltem w postaci wody i pewnej ilości innych zanieczyszczeń (piasek, kamyki, liście, koty i konie, żaby... Powiedziałem koty i konie? Nie to koty i konie należałoby odwołać, więc robię to w tej chwili), jeśli woda nie zdążyła tego paskudztwa wcześniej zmyć to w pewnych momentach może być niewesoło.
Wróćmy jednak do naszego pościgu za niezatrzymanie do kontroli drogowej. Sygnał o zmiennym toinie stawał się coraz głośniejszy. Jak wiadomo znaczyło to, iż pojazd ścigający nieuchronnie zbliżał się do pędzącego ostatkiem sił motocykla?
Opel Vectra z 3,5 litrowym silnikiem nie miał najmniejszych problemów z dogonieniem motocykla, problem pojawił się w chwili, gdy trzeba im było znaleźć jakiś sposób na zatrzymanie pirata drogowego. Wyprzedzenie na tak wąskiej drodze jadącego od pobocza do pobocza motocykla mogłoby skończyć się fatalnie. Informacja o pościgu została wysłana przez kanał alarmowy, akurat w takiej chwili zwykły kanał chwilowo nie funkcjonował, co rzadko się zdarzało, ale jeśli już miało miejsce to oczywiście zawsze, ale to zawsze w nagłej potrzebie kontaktu z dyżurnym.
 
 
 
                                                                       
Bęben
 
 
 
 
W tym czasie B-1000 zaparkował Poloneza przed wejściem do komendy. Wyglądem nie różnił się od Waldka, przez co bez zamieszania wszedł do pomieszczenia dyżurnego natychmiast oznajmiając:
- Sprawdź mi osobę o nazwisku Kormoran imię Jan
- Podaj datę urodzenia – odparł dyżurny
- 1986.04.12 Zamieszkały Olsztyn.
- Będziesz się teraz bujał z nie latem, podaj imię ojca.
- Nieznany, matka Marzena Kormoran
- Dobra wystarczy tyle, wydruk chcesz?
- Tak
- Na przyszłość to zgłaszaj mi zawszę konwój, w SOR[5] byłeś?
- Gdzie?
- W SOR-e?
- Gdzie sor?
- Oj żeś pod koniec musiał sobie ćwiartkę pierdolnąć, pewnie z tym leżakiem razem żeś pił a o dyżurnym to jak zwykle wszyscy zapominacie.
- W SOR nie byłem, a być?
- No chłopie tyle lat pracujesz i nie wiesz? Czekaj- dyżurny spojrzał na ekran komputera – nono, rozbój, wymuszenia rozbójnicze, przekroczony limit punktów karnych, sądowy zakaz prowadzenia rowerów, zmuszenie do innej czynności seksualnej, kurwa! I to wszystko u nielata. Dobra weź wydruk i spierdalaj z nim do szpitala. Powiedz lekarzowi by wypisał, że jest w stanie upojenia a tak w ogóle to trzeba było wezwać karetkę. Jak coś to niech lepiej u nich zostanie, jeszcze nam tu zejdzie.
- Zrozumiałem twój polecić – oznajmił B-1000( zrozumiałem twoje polecenie – będę musiał czasami go tłumaczyć, bo się jeszcze złom nie ogarną – beton gorszej jakości, przez którym OGR tak się spienił)
B-1000 miał już wychodzić, gdy usłyszał w radiu korespondencję patrolu ruchu drogowego z innego powiatu. Wynikało z niej, że w tej chwili ma miejsce pościg za motocyklem CZ 350 o numerach Olga Lucyna Natalia 2843, gdzieś na trasie Olsztyn – Mrągowo, najbardziej zdziwił go numer rejestracyjny... OLGA LUCYNA NATALIA 2843 tak na jego oko to tablica musiała mieć z pół metra szerokości i to do tego w motocyklu!
 
   [size=0pt][1][/size] Liść - To takie coś, co na jesień spada z drzewa a potem trzeba to gra...Aaa! Ten liść, jakby to wam wyjaśnić, no liść, po prostu liść, taki delikatny, leciutki z otwartej rączki to jest dłoni dokładnie w... Noo wiecie w pysk po prostu.
   [size=0pt][2][/size] P-64 kal.9mm Makarow
   [size=0pt][3][/size] Art. 140 kw (Nieobyczajny wybryk), Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1500 złotych albo karze nagany. Ustawa z dnia 20 maja, 1971r. (Dz.U. Nr 12, poz. 114) Kodeks wykroczeń.
   [size=0pt][4][/size] Ci debile dalej myślą, że rozbój to „dziesiona” a KK. Wyraźnie mówi art., 280 Kto kradnie, używając przemocy... I takie tam ble, ble ble nie ważne zresztą.
   [size=0pt][5][/size] SOR – Szpitalny Oddział Ratunkowy, pogotowie po prostu.
   
Zapisane

albiNOS

  • Jawer
  • ***
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 152
  • Kia Sorento, , Audi A4, Swift Coastline, Romet M1
Odp: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« Odpowiedź #3 dnia: Czerwca 04, 2012, 13:00:53 »

 Gra w butelkę
 
 
 
           
- Kurwa! Zabijesz nas! Kartofle wieziesz idioto! – Te słowa usłyszał kierowca sekundę po tym jak ucichł stosunkowo długi pisk tylnych opon, a za chwilę miał się pojawić następny. Ich zapach czuli bez ustanku od chwili, gdy opel zaczął jechać bokami. A to był tylko kawałek trasy. Kierowca motocykla nie reagował na sygnały świetlne i dźwiękowe, co dla policjantów trwało już ładnych parę minut.
            - Ty zobacz! – Krzyknął kierowca – on ma kałacha!
            - O kurwa! Jebany! O kurwa! – W tym momencie oboje szybko zaczęli żałować, że powiadomili dyżurnego.
            -, Co robimy!?
            - Ty masz więcej służby!
            - Ty jesteś dowódcą!
            - Gdzie masz PM-a!?
            - W bagażniku!
            - Ty idioto! W bagażniku!?
            - Zawsze był w bagażniku!
            - Kurwa głupolu!
            - Naboje!
            - Co naboje!
            - Gdzie!?
            - W pudełkach!
            - Nie naładowałeś!? Kurwa głąbie!
            - Tu niema uchwytu, dlatego w bagażniku!
            - Pakuj się do bagażnika!
            -, Co?
            - Przez siedzenie! Tylne idioto!
            - Zwolnij trochę! – Policjant siedzący z boku pośpiesznie rozłożył siedzenie, szybko przypomniał sobie Astrę Prewencji z pleksi za siedzeniami, to na szczęście było auto przygotowane na drogi a nie do wożenia pijaków, co nie zmieniało faktu, iż uchwytu do Glauberyta próżno w nim szukać.
            -, Co tam robisz tak długo!? – Kierowca Policyjnej Vectry prowadząc ją z zawrotną, jak na tę drogę prędkością, widział tylko buty swojego kolegi, który ciągle walcząc z wszelkimi siłami bezwładności grzebał w bagażniku szukając...
            - Mam! – Krzykną pasażer
            - Nie celuj we mnie! – Ryknął kierowca, odbijając ręką lufę od swojej głowy
            - Przecież nie jest nałado...– TRATATATACH!!! -...wany!
            Nagle przednia szyba za sprawą kilku 9-cio milimetrowych pocisków straciła przejrzystość, boczna też. Glauberyt wystrzelił prawie pół magazynka tuż obok głowy kierowcy. Potężna siła odruchowego hamowania wbiła pasażera w rejon środkowej konsoli, który to doprawił szybę własną głową. Vectra stanęła niemal w miejscu. Policjant – pasażer leżał na masce auta zawinięty w bezkształtną folię z tysiącami kawałków potłuczonej szyby w taki sposób, iż do czarnego napisu HPT 71BC brakowało mu nie więcej jak kilka centymetrów. Był w szoku, docenił stuzłotowe mandaty za brak zapiętych pasów bezpieczeństwa. Przez chwilę leżał na masce i myślał, iż tysiąc stuzłotowych kwitków oraz 2000 punktów karnych to bajka w porównaniu do tego, co przeżył. Pistolet maszynowy PM-84, z nabojem wprowadzonym do komory, odbezpieczony na ogień ciągły, leżał gdzieś daleko na asfalcie, bynajmniej zaczynał leżeć. Choć to czy w magazynku znajdowały się jakieś pestki nie było takie pewne. W końcu giwera zrobiła kilkadziesiąt salt i fikołków na asfalcie krzesząc przy tym niezliczone ilości iskier. Gdy kierowca spojrzał daleko w odbijający się od asfaltu strumień reflektorów, przypomniała mu się romantyczna gra w butelkę. Glauberyt kręcił się wokół własnego środka ciężkości. Tutaj ewentualny „pocałunek” mógł skończyć się fatalnie.
            - Wracaj tu! – Wydarł się kierowca.
Pasażer próbował wstać, ale wszechobecny ból jego: rąk, nóg, tułowi i głów, skutecznie to uniemożliwiał. Właśnie! Myślał, że ma milion głów i tułowi a każda i każdy bolały go bardziej niż po najzajebistrzym( jak to w myślach określił) kacu. Jakoś mu się w końcu udało. Stał jak pijany przed pogniecioną maską opla, obok nogi leżała zbito-pogięta szyba. Myślał i chyba się nie mylił, że w tej chwili mają przejebane.
            - Wracaj szybko do samochodu
            - I co? Będziesz go gonił!? Mało ci!?
            - Co mi!? Ja to kurwa pas zapiąłem!
            - A kto mi kazał iść do bagażnika!
            - Właśnie kurwa! Zapierdalaj po PM-a!
            - Sam zapierdalaj!...
            Zarówno kierowca jak i „prawy” woleli przedłużającą się...
            - Kutasie! A kto ci kazał dyżurnemu podać!!!?- Przerwał narratorowi, czyli mnie jeden z policjantów, więc starając się ich uspokoić postanowiłem interweniować:
            - Panowie, spokojnie. W tej skomplikowanej i niebywale ciężkiej od strony moralnej sytuacji pozwolę sobie zauważyć...
            - Te narrator! – Oznajmił stojący na asfalcie policjant – dyskutantów nam tu nie potrzeba, dowodzik osobisty poproszę, czy wiesz o zakazie spożywania alkoholu w miejscu publicznym?
            -, Jakiego alkoholu? Przecież jestem waszym narratorem!
            -, Co nie zmienia faktu, że znajdujesz się w miejscu publicznym!
            - Popierdoliło was całkiem, ten browar to nie mój a tak w ogóle...
            - To się kurwa narrator nie wpierdalaj w przebieg opowiadania. Następnym razem dostaniesz wniocha albo stówę za spożywkę...
            Jak oni sobie chcą. Nie potrzebna im moja pomoc, to niech sami sobie radzą. Nawet nie będę wnikał jak pajdy dostaną!
            Motocyklista wciąż się oddalał, więc szansa zatrzymania go przez patrol RD malała z sekundy na sekundę. Prędkość CZ-ty, jak już wcześniej wspomniałem, nie zmieniała się zbytnio. Obraz, jaki widział przed sobą motocyklista był gromadą różnokolorowych linii i symboli zrozumiałych jedynie dla jego procka w centralnym układzie sterującym myślą. Można się jedynie domyślać, iż żółte linie wzdłuż drogi, wyznaczają jej krawędzie a czerwona przerywana linia ciągła[1] to nic innego jak wcześniej wspomniany i opisany optymalny tor jazdy. W prawym górnym rogu szybko latające cyferki. Ktoś tą dziwną animację kiedyś wymyślił. Czy zrobił to z nudów, może jest to jedynie tani chwyt marketingowy a może rzeczywiście do czegoś to się przyda? Od chwili, gdy zniknęło mrugające na niebiesko tło, minęło już kilka minet eee... To jest minut naturalnie i masz ci los! Kolejna, również niebieska, dyskoteka, ale tym razem z przodu. Maszyna na motorze zbliżała się do ustawionej z dwóch radiowozów blokady. Z kąt siły i środki w tak szybkim czasie na posterunku zaporowym? Widocznie cuda się zdarzają. Do blokady było około 300 metrów( trafił się dłuższy kawałek prostej) a już było widać postać machającą czerwoną latarką. W prawym górnym rogu tego, co widział robot pojawił się napis „ USTAWA z dnia 6 kwietnia 1990r. o Policji. Art. 15. 1. Policjanci wykonując czynności, o których mowa w art. 14. mają prawo do:
1)     Legitymowania osób w celu ustalenia ich tożsamości
2)     Zatrzymywania osób w trybie i przypadkach określonych w przepisach Kodeksu postępowania karnego i innych ustaw.(...)
Ponadto na „ekranie” widoku pojawiły się kolejne zakładki w postaci treści art. 14 oraz istotne informacje z prawa ruchu drogowego. Robot w ułamku sekundy przyswoił podane przepisy. Wiedział, że wedle panujących tu i teraz zasad powinien zatrzymać się celem poddania się kontroli drogowej. Wiedział, że czasu ma bardzo mało i o ile przepisy (wiedział, że ludzie często ich nie stosują) mógł sobie olać, to z bezlitosną fizyką owej czynności olania nie mógł wykonać. Uderzenie przy 120km/h mogłoby leciuteńko skrzywić przednie koło tak aż wygną się widełki osią pod sam silnik a tylne koło podniesie się do góry i wszystko to nie tracąc całkowitego pędu poszybuje dalej za blokadę. Procentowe prawdopodobieństwo całkowitego zniszczenia środka transportu obliczył uzyskując wynik: 99,999...n % na niekorzyść dla motocykla. Wstępnie postanowił zatrzymać się. Tym razem policjantów było kilkunastu. Ubrani w czarne moro, bez odblaskowych kamizelek i z bronią gładkolufową. Na prawie wszystkich mundurach zauważył naszywki z niezrozumiałym symbolem graficznym oraz napisem OPP OLSZTYN.
Chumanoid próbował obliczyć prawdopodobieństwo tego, iż policjanci chcą zatrzymać go w tym miejscu na zawsze, ale gdy w myśli zadawał sobie to pytanie, za każdym razem uzyskiwał inny wynik a jedynym, co się w nich powtarzało było to, że bardziej bzdurnych odpowiedzi nigdy nie widział. Próbował, więc zmienić formę i treść zapytania. Dalej bzdury. Niemal wszyscy policjanci kierowali przeładowane strzelby w kierunku motocyklisty, niektórzy mieli też pistolety maszynowe, zaś każdy z nich dodatkowo przy pasie lub przy nodze, jeśli nie P-64 lub 83 to Walthera albo, Glocka. Motocyklista usłyszał serie głośnych powtarzających się różnymi głosami krzyków:
      - Stój Policja!
      - Stój Policja!
      - Stój Policja!
      - (...)
      - Stój Policja! – Komenda powtórzyła się głośno i kilkanaście razy aż uzyskano całkowitą pewność, że zostanie wykonana. Gdy ustały głosy jeden z funkcjonariuszy kontynuował już mniej głośnym, ale bardzo niskim tonem:
      - Stój! Policja! Nie ruszaj się! Patrz na mnie! Patrz na mnie! – Ubrany na czarno policjant miał za sobą rządek podobnie wyglądających mocno przygarbionych policjantów.
      - Podnieś ręce do góry! Powoli! Powoli! Patrz na mnie! Patrz na mnie! – Chumanoid wstępnie postanowił wykonać kilka poleceń do chwili aż znajdzie dogodny moment by wszystkich, jeśli nie zdeegzystować to, co najwyżej zlikwidować, generalnie chodziło mu o szybkie ominięcie blokady a to jak nazwie śmiertelne obezwładnienie wszystkich utrudniaczy misji nie miało większego znaczenia. Na widoku pojawiła się graficzna analiza sytuacji, zaś odpowiedzi i rozwiązania problemu wyświetlały się i zmieniały w ułamkach sekund a było ich kilkaset. Chumanoid błyskawicznie wybrał i podkreślił na czerwono kilka aksjomatów najbardziej mu odpowiadających.
      - Zgaś silnik! – Zabrzmiało polecenie sprzeczne z ich wcześniejszymi odnośnie uniesienia rąk. Wiadomo, by wyłączyć silnik, co najmniej jedna ręka musiała nie zastosować się do nakazu trzymania jej wysoko. Takie mało precyzyjne i wewnętrznie sprzeczne komendy powodowały chwilowe zawieszenie elektronicznego procesu myślowego. Chumanoid z podniesionymi rękoma siedział przez kilka sekund w bezruchu.
      - Połóż ręce na głowie i zgaś silnik! – Wydający to polecenie, prywatnie interesował się militariami, bronią i systemami walki użytecznej. W domu miał obszerną kolekcje wszelkich noży latarek taktycznych i pałek, repliki oraz oryginały wielu rodzajów broni i amunicji, jednym słowem miał na tej płaszczyźnie absolutnego świra. Niestety, jego wiedza o motoryzacji była tak wąska, że gdyby miał zatankować radiowóz, to nie wiedziałby, w jakim sklepie kupić kartę typu „zdrapka” z kodem doładowującym – analogia do telefonów na kartę. O tym, iż w życiu nie ma zamiaru zrobić sobie prawa jazdy nawet nie wypada już wspominać. Przyrządy celownicze widział na tle nieruchomego motocyklisty, który to z uwagi na pojedynczą akomodacje ludzkiego oka był w tej chwili lekko zamazanym obrazem. Dobrze wiedział, iż to muszka i szczerbinka powinny być wyraźne a nie cel. Czasami szczerbinka i muszka rozmazywały się na przemian względem siebie jednak w tej sytuacji z uwagi na niewielką odległość nawet zgrywanie przyrządów celowniczych nie było konieczne.
      Popularne zawiechy nie były zbyt długie, ale czasami nawet ta trwająca pół sekundy mogła okazać się niebezpieczna dla całego zaprogramowanego zadania. To tak jakby system sterujący trakcją wysokiej klasy limuzyny nagle w ostrym zakręcie, najlepiej na śniegu lub lodzie bez względu na wszelkie zabezpieczenia, na chwilę przestał działać od tak po prostu. W tym momencie kierowca uważający się za najlepszego na świecie, lepszego od Zasady czy Kuzaja, Makinena czy Polodego, o Hołowczycu już nie wspomnę! Zaczyna czuć przygłupią minę na swoim pysku w chwili, gdy widzi zbliżającą się z niebywałą prędkością palmę kokosową[2] etam palmę! Weźmy przystanek autobusowy! Wypełniony dzieciakami i babami we włochatych beretach! Niestety, im coś bardziej skomplikowane tym częściej lubi się psuć i paskudzić. W innej sytuacji, taki jadący starym kantem[3] emeryt patrzy pokornie w lusterko i widzi pół metra za zderzakiem „najlepszego na świecie” kierowcę super maszyny. I szczęście tego „najzajebistszego kierowcy”, że tym kapeluszem nie kieruje wnuczek emeryta, będący wielbicielem wiejskiego tuningu i aut z pędzla malowanych. Skoro ten w super aucie lubi siedzieć na dupie poprzedzającego go pojazdu, to nim spróbuje wyprzedzić może zobaczyć czerwone światełko stopu auta, którego kierowca za ewentualne odszkodowanie po nieudolnej próbie zatrzymania super wyczesanej maszyny najeżdżającej na tył poprzedzającego auta, zrobi całą blacharkę a jeszcze na butlę gazu i nowe świece mu zostanie. Ale wróćmy do naszego Chumanoida. Zawiecha trwała tyle, co tych parę słów w odstępstwie od tematu.
      Centralny procesor myślowy natychmiast po odzyskaniu sprawności przekazał elektroniczny impuls w postaci pokaźnego pliku danych do procesora zajmującego się wyłącznie ruchem i jego koordynacją. Stamtąd po przetworzeniu już bezpośrednio, światłowodami w karbonowo-teflonowym oplocie, informacja dotarła do układów wykonawczych. Reakcja siłowników była natychmiastowa. Krócej niż w ciągu ułamka sekundy ręce zmieniły pozycje. Prawe ramie złapało za karabinek znajdujący się na plecach, lewe zaś wyszarpnęło z okolicy owiewki strzelbę gładkolufową, jedno jak i drugie od dawna miało nabój w swojej komorze nabojowej. Kamery imitujące oczy o niespotykanych w tych czasach giga pikselowych rozdzielczościach zrobiły coś na kształt rozbieżnego zeza. Nastąpiło to, czego nie potrafią ludzie. Natychmiastowe podzielenie obrazu na dwie części oddzielnie obserwujące dwie grupy policjantów. Żaden z ubranych w czarne moro intruzów nie zdążył przesunąć języka spustowego choćby o milimetr. Seria strzałów z obydwu rodzajów broni pojawiła się szybciej niż mógłby to sobie wyobrazić którykolwiek z obecnych tam ludzi. To nie był ogień ciągły i to mimo nastawienia karabinka na pojedyncze strzały. Język spustowy za sprawą wyjątkowej siły i szybkości palców poruszał się z częstotliwością 600 ruchów na minutę. Przeładowanie strzelby również nie było problemem. Wystarczył jej energiczny ruch i bezwładność zamka oraz połączonych z nim elementów wprowadzała kolejny nabój do komory. Padło dokładnie tyle strzałów ilu było policjantów. Każdy z nich został zdeegzystowany.
      Pozostały jeszcze blokujące przejazd samochody. Chumon-ed podjechał do jednego z radiowozów chcąc go usunąć z drogi. Nim jednak zorientował się, ze motor nie zepchnie Forda Transita, z tylnej opony leciał już gęsty biały dym. Rury wydechowe także wytwarzały niezliczone ilości oczywiście mniej białego a bardziej błękitnego gazu. Pozostało mu jedynie zgaszenie motocykla, postawienie na bocznej podstawce i ręczne zepchnięcie Transita. Ruszenie go z miejsca wbrew zasadom bezwładności nie było problemem. Pojawił się on w chwili, gdy samochód trafił na skromną przeszkodę w postaci przydrożnego drzewa i nie za sprawą braku siły, ale po prostu braku przyczepności butów do asfaltu. Coraz większa ilość niutonów działających na karoserię powodowała głębokie jej odkształcenia i oczywiście wgłębianie się podeszwy w asfalt. Powstały punkt podparcia w końcu umożliwił naderwanie korzeni drzewa. Pojazd pchany rękoma chumon-eda niczym Abrams z wolna przewracał drzewo, które po chwili rozpędzone z potężnym trzaskiem upadło na ziemię. Kilka sekund później droga była wolna. Minęła godzina 0:00, niemiał, więc zbyt wiele czasu. Na miejscu za sprawą martwych policjantów miał istny darmowy sklep z uzbrojeniem. Wybrał to, co uznał za najlepsze, i nie koniecznie łatwe do ukrycia. Ta kwestia najmniej go interesowała a gdy skończył wsiadł na motor i ruszył najnormalniej w świecie zapominając o światłach. I tak gnał na złamanie hydro-pneumatycznych siłowników w okolicy karku, po ciemku. Od tak po prostu.
 
   [size=0pt][1][/size] Ale głupek! „Przerywana linia ciągła” ten narrator to coś nie teges! Zobaczymy, co na to polonista, który otrzyma zadanie profesjonalnej korekcji błędów! (Pozdrowienia dla niego w tym momencie) Byłbym zapomniał się przedstawić – to ja, skromny autor. Aaaa i jeszcze jedno: oto (...) – Miejsce na komentarz polonisty, pewnie dla mnie to aż strach będzie to przeczytać no dobra, wracam do roboty...
   [size=0pt][2][/size] Śnieg, lód i... Palma?!
   [size=0pt][3][/size] Walizką, kwadratem, kapeluszem czy jak kto woli, rzadziutko w wersji 1.8 YELLOW BACHAMA i paskiem na boku, ale z sukcesami w rajdzie MONTE CARLO, wyśmiewany przez właścicieli pościąganych z Niemiec trupów. O drwinach z wersji MR nawet nie wspomnę.
   
Zapisane

albiNOS

  • Jawer
  • ***
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 152
  • Kia Sorento, , Audi A4, Swift Coastline, Romet M1
Odp: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« Odpowiedź #4 dnia: Czerwca 04, 2012, 13:02:43 »

 Dres i białe czapeczki
 
 
 
Wysokie obroty, strzał ze sprzęgła i BMW gwałtownie ruszyło z piskiem opon jadąc przez chwile bokiem.
            - Bo to kurwa jest! Mówiłem wam – oznajmił pasażer
- Tak, kurwa i pały nie chce robić! Jebać ją! Od razu mówiłem brać Ewkę!
- Ewka to, choć i na trzy baty pójdzie, ta to się nie pierdoli
- Ty ziom! Weź kurwa zwolnij! Jak na rajdowi zapierdalasz
- Pierdolisz! Lepiej oni maja tylko trzysta kucy a ja mam sto więcej wiec jestem od nich lepszy! I to bez NOS-a, bo z nim cwaj raza tyle niemal. A zresztą jak się napierdole to ręce mnie się nie trzęsą a jak zajaram to dopiero mam wyjebany w kosmos refleks! – kierowca chcąc to udowodnić gwałtownie uderzył otwartą dłonią w okolice schowka przed pasażerem, gdzie przed chwilą siedziała mucha. Biedny owad na swoje szczęście wyczuł słup powietrza wytworzony przed ręką oprawcy i w porę opuścił niebezpieczny rejon. To nie jedyne przeżycie, które czaiło się nie tylko na muchę tego wieczora.
Niemal krzyczeli, bo tylko w taki sposób mogli się usłyszeć. Głośna muzyka skutecznie utrudniała rozmowę. Wszyscy byli już napierdoleni, ale nie na tyle by rzygać. Więc mogli jechać. Po Ewke jak ją zwykle nazywali. Minęli kilka zakrętów i beemka zaczęła się gwałtownie rozpędzać. Gaz był wciśnięty do podłogi, więc po przekroczeniu 5 tyś obrotów na minutę i przy włączonej trójce, koła zaczęły tracić przyczepność a wskazówka obrotomierza natychmiast dotarła do końca skali, co spowodowało, że silnik przez chwilę pracował na odcięciu. Shift light i następny bieg. Minęli wyjątkowo szybko jadąca Hondę, lecz prawie jej nie zauważyli. Gdy zbliżali się do niewielkiego wzniesienia Na liczniku mieli grubo ponad 200. Po chwili to, co zobaczyli było ostatnią rzeczą, którą widzieli.
 
 
 
                                                     
I jeszcze jeden robot
 
 
 
     
Walka nieustannie trwała. Maszyny Ceberixa nie musiały odpoczywać, co nie zmieniało faktu, że ciągle się zmieniały celem dokonania stosownego przeglądu i całej procedury serwisowej w swojej bazie. Oczywiście ludzie o takim przywileju mogli jedynie pomarzyć, większość z nich została dawno wyrżnięta przez wściekłe roboty. Ed Korakowski, oficer bez stopnia wojskowego, szef ludzkiej grupy sabotażowej większość czasu spędzał w schronie. Tak było i tym razem. Miał lekkie problemy z alkoholem. Tego dnia pił sobie 96-cio procentowy roztworek ukochanego C2H5OH. Biorąc pod uwagę to, że już trochę, jak to określają wiejskie gospodynie „wydojuł”, za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć czy aby na pewno wysłał w przeszłość, chumanoida. Szef nacisną przycisk przywoływacza,
      - Sierżant Migacz! Do mnie!
Drzwi otworzyły się dopiero po kilkudziesięciu minutach, do pomieszczenia jak zwykle długo po wezwaniu wszedł Migacz. Tym razem aż tak mocno się nie zataczał, potrafił bardziej, ale do całkowitej trzeźwości wiele mu brakowało. Miał on czerwoną twarz, wory pod oczami a także chwiejny krok, zaburzenia równowagi, bełkotliwą mowę i czuć było od niego woń alkoholu. Wydawać by się mogło, że zapach ten pojawił się na długo przed otwarciem drzwi. No tak, przecież i Ed za kołnierz nie wylewał.
      - Co jest Migacz? Widzę, że rządzimy ostatnio? – Nie było innej opcji. Oboje ledwo mogli stać na nogach, choć Ed to w sumie prawie siedział.
      - To gdzie żeś się tak kurwa napierdolił?
      - Ja ja ja? Najebany? W życiu, trz..trz..rzrzeeźwiutki jak łza je..je..Jestem, mogę dmuchać. Ona jest najebana, ja trochę tylko. U Batona byłem.
      - Chyba Kwadrata miałeś na myśli?
      - O właśnie jego, nie wiem, czemu zawsze mylę go z batonem jak się na pierdole, jebany litra sam wypije i nawet głupot nie pierdoli. Znaczy pierdoli jak trzeźwy jest a jak napierdolony to się szybko obala, raz kolesiowi zwanemu autorem blachi w aucie powyginał.
      - A słyszałem, że pępkowe robisz na dniach?
      - Pierdole! Nie pojebało mnie jeszcze, jebana suka puściła się z jakimś cyborgiem!
      - Pierdolisz?
      - Powaga, a teraz bladź alimenty chce wyrwać, o taaakiego chuja dostanie bladzisko jebane!
      - To musisz kurwę natychmiast zdeegzystować.
      - Ty szef zapominasz, że konkubina mija to twoja matka!
      - Co? Aaa, rzeczywiście, jak mogłem zapomnieć o takim drobiazgu, rzeczywiście, puszcza się po kątach niemal z każdym, z tobą zresztą też kiedyś się puściła. Dobra, ale, o czym to ja mówić miałem?
      - To ja na zewnątrz poczekam – padła propozycja migacza
      - Nie! Siadaj. Wiem już, przypomniałem sobie. A raczej nie bardzo mogę sobie przypomnieć czy wysłałem w przeszłość robota.
      - Tego i ja nie bardzo pamiętam, no cusik sobie przypominam, ale nie bardzo mi to wychodzi.
      - Mam jednak coś, co poprawi nam pamięć – szef otworzył szufladę, z której wyciągną niewielką torebkę z zapięciem strunowym oraz zawartością suszu roślinnego, położył ją na stole obok lufki mikrofalowej. Oczy Migacza zrobiły się większe i bardziej okrągłe a uśmiech ograniczały jedynie uszy, gdyby nie one... Górna część głowy spadłaby na pierwszej nierówności.
      - Myślę, że przywracacz pamięci z funkcją ułatwiacza rozmowy na pewno nam pomoże.
      - Nie śmiałbym w to wątpić kierowniku a odmówić tym bardziej.
Szef po otwarciu torebki umieścił część jej zawartości w zasobniku falolufki. Podłączył przewód z zasilaczem do gniazdka i po wprowadzeniu kodu PIN uruchomił program użycia aparatu dla dwóch osób. Minęło kilka sekund, po których podał falolufkę Migaczowi, który natychmiast przyłożył ja do ust, zaciągną się, po czym przekazał urządzenie szefowi i tak kilka razy.
      - No teraz sobie przypominam, ale ściągnę jeszcze jednego tak dla pewności, tak wiec chyba jednak nie wysłałem nikogo w przeszłość, wiec zrobimy to zaraz, jak tylko skończymy.
      - Spoko szefie, He He, ale szef lepiej, He He uważa, bo z tyłu czai się, boelius dusicielius[1]!
      - Tak wiem, po tym zielsku są zajebiściutkie chaluniczkunie.
Czynność odstreso-przypominywania nie trwała za długo a jedynie kilka minut. Stare dobre lufki mikrofalowe, znane były z wyjątkowej sprawności toteż nikogo nie dziwiło niewielkie zużycie suszowkładu, czy wyjątkowa szybkość działania i niespotykane w innych metodach efekty. Oczywiście najlepsze zawsze były lufki nanobotowe i molekularne, zresztą jak zwal tak zwał, bo obie prawie się nie różniły niemniej jednak w tych czasach były nie do zdobycia. Prawdopodobną tego przyczyną było to, że jeszcze nie zostały wymyślone. No cóż, jak się niema, co się lubi...
Również i w tym przypadku, gdy nastąpiła oczekiwana chwila działania, nie zauważył swego owinięcia przez owego boeliusa dusicieliusa, minęło chwila, nim się zorientował.
      - Ooo! Cześć żmija! Ściągniesz z nami malutkiego kwiatuszka?
Innej możliwości nie było, żmija nie mogła odmówić. Komu, jak komu ale jemu, napewno nie. Nie trwało to zbyt długo. Czarny dym poleciał jej uszami oraz lewym ogonem. Padła martwa na  ziemię, kafelki podłogę czy jak kto tam woli.
      - He He – zaśmiał się migacz – żeś ją szef załatwił
      - Kurwa, rzeczywiście się przekręciła na lewą stronę niemal
      - Co ty szef pierdolisz, na prawą niemal
      - Idź ty, hihihi na prawą stronę? Jak można hihi przewrócić coś hihihi... Na prawą stronę jak to było już na prawej stronie tuż przed hihihi.... Czynnością przewrócenia się!? Debiliusie ty!
      - Śrubę mnie wkręcasz! Hie hie Nie wkręcaj mnie śrubę!
      - Pierdolisz! Hihihihi, kurwa nie wytrzymie za śmiechu, hihihi, nie wytrzymie!
Oboje dostali ataku śmiechu, jeden upadł na podłogę zrywając i nabijając się z niewiadomo, czego zaczął walić pięścią w podłogę. Drugi patrząc na krzesło uświadomił sobie jak śmieszną tworzy ono konstrukcję. On również nie mógł wyrobić, brakowało mu powietrza ze śmiechu, który nie chciał go opuścić. Nagle do pokoju wbiegła trzaskając drzwiami...
      - Co tu się tu kurwa dzieje!? – Krzyknęła konkubina Migacza, zarazem niby matka Eda, choć tego to ona już sama nie była pewna – znowu żeście kurwa jarali!
      - Stara – w przerwie ataku śmiechu odezwał się Ed – nie pękaj, powiedziałaś,,tu” dwa razy, hihihi a my tylko sobie rozmawiamy, mamusiu powiedz mi, dlaczego ty masz cztery głowy?
      - Migacz! Skurwesynu, ty pijaku zajebani do schronu! A ty gówniarzu pokój na górę swój sprzątać! – Zdenerwowana stara miała na sobie skórzany płaszcz jak w Matrixie, tyle, że był on bardziej dopierdolony no i oczywiście był skórzany a nie z tandeciarskiej czarnej włóczki. Skąd go ma? Można jedynie snuć domysły. Jedno było pewne, pod czymś takim można było umieścić nie skromny arsenał.
      - Ależ mamusiu, mamy jeszcze misję do spełnienia
      - Co wy kurwa tu za patologię tworzyta? Pokazać wam kurwa misję skurwesyny jebane?
Stara wyciągnęła pistolet PM 012, nowszą wersję Glauberyta 98. W sumie ten nowszy nie różnił się znacznie. Miał jedynie port USB i takie tam bzdury, no nie ważne. Broń została przeładowana. Przeładowana, znaczy nie, że coś w tym stylu jak przeładowany rzepakiem ciągnik a dokładnie jego przyczepy, tylko no nabój. Nabój w komorze nabojowej. Taki przygotowany do strzału. W stronę sufitu poleciała pierwsza seria, zaś z samego sufitu zaczęły opadać kawałki farby, tynku i takich tam. Ręka, starej, która wcześniej była pod pewnym kątem uniosła się jeszcze wyżej po pozbyciu się ciężaru w postaci amunicji. To wszystko nie sprawiło wrażenia na niesfornych dzieciakach. Nic dziwnego skoro wszystkie dzieci za niemowlaczków zamiast grzechotek mieli po uzbrajane F-1ki, i RG-42ki. Luźna zawleczka, może nie do końca, ale choć troszkę zastępowała dźwięk prawdziwej grzechotki. Dzieci nie płakały, nie zdradzały, więc swojego położenia wściekłym maszynom. A i znowu nie tak często udawało im się wyciągnąć pięknie brzęczące druciane kółeczko. Zwykle po tej operacji bardziej cierpiało otoczenie niż same dzieciaczki. Wiadomo, ciężki i mniej ciekawy granacik lądował za kevlarowym wózkiem. Stara wyszła z pokoju zrezygnowana i zmartwiona, zresztą jak każda kochająca matka w takiej sytuacji.
Kilkadziesiąt minut później Ed z Migaczem smutno siedzieli na podłodze wśród kawałków tynku i farby sufitowej. Mieli doła. Dużego, głębokiego znaczy. Nim został on zakopany minęła cala noc.
Rano do windy wprowadzono maszynę wyglądającą jak prawdziwy człowiek. Miał on udać się w podróż do przeszłości gdzie miał chronić Janusza Kormorana.
      - Ty szef – odezwał się Migacz- powiedz ty mnie dlaczemu ten, co poleci do przeszłości jest w ubraniu? Toć my zawsze wysyłali w przeszłość w przeszłości bez ubraniów.
      - No słuchaj, robiono tak, dlatego by zaoszczędzić gigawaty cennej energii, dzięki zdobyciu północno-wschodniego reaktora oraz po odkryciu podziemnego kabla z rebeliantami Czarnobyla, nie mamy juz tak wielkich problemów z zasilaniem. To oczywiście zmienić się może w każdej chwili, jeśli maszyny zlokalizują go i uznają, że to nie ich, na pewno go odłączą lub sami wykorzystają.
      - Znaczy się, że naszego, fajtera możem wyposażyć w super nowoczesną broń i jakieś toczydło?
      - Z tą bronią nowoczesną to nie bardzo, trzeba by ją mieć, ale jeśli chodzi o toczydełko to coś tam upchamy. Przed wczoraj rozpoznanie ujawniło stary garaż, w którym stał motocykl. No Komarek to może nie jest, ale do ścigacza jeszcze mu brakuje.
      - A co to za bachadzielnia?
      - Nie znam się na motorach. Nazywają to super czarny ptak czy XX czarny coś tam takie tam bzdury, no mówię nie znam się, jakiś stary weteran.
Ed nie bardzo znał się na motocyklach, jednak dobrze wiedział, że im ta maszyna nie bardzo się przyda z uwagi na brak paliwa na bazie produktów destylacji ropy naftowej. Wiedział jednak, że obie maszyny wysłane w przeszłość na pewno sobie dopomogą. Winda zaczęła działać.
 
 
 
 
Gaz rozweselający
 
 
 
           
Mężczyzna jechał ze stałą prędkością, silnik wył na obrotach mocy maksymalnej. Sto trzydzieści kilometrów na godzinę, które osiągał jego motor i tak należało uznać za wyjątkowo dobry wynik. Wydawać by się mogło, że brak oświetlenia drogi ukryje go jakoś przed utrudniaczami realizacji misji, jak zaczął nazywać ludzi z czerwonymi trójkącikami, żółtymi kamizelkami i niebieskimi mrygadełkami. Wiedział, że jest dużo gorzej widoczny, no to fakt. Ale czy przez to mniej rzucał się w oczy? Procesor myślowy korzystał z trzech źródeł informacji. Pierwszym była nanoelektroniczna pamięć standardowa, w której zawarte były pliki nieusuwalne, tak zwane wrodzone. Wszczepione w procesie produkcji oraz w czasie programowania. Drugim źródłem również był podobny układ, znaczy się działał na podobnej zasadzie, lecz był otwarty na wszelkie informacje zewnętrzne. Podczerwony obraz drogi z kamer wzrokowych docierał właśnie do niego oraz równolegle i...(To te trzecie źródło) bezpośrednio by nie tracić cennego czasu. Procesor wykorzystując te informacje i miliony, jeśli nie miliardy zapisanych aksjomatów wysyłał odpowiednie dane do układów wykonawczych, które już fachowo sterowały odpowiednimi częściami całej maszyny. Motocykl, którym poruszał się został zarejestrowany jako nowe urządzenie, którym miał sterować przy wykorzystaniu wiedzy z pamięci standardowej. Systemy noktowizyjne nie były najnowszego typu toteż motor czasami zjeżdżał na pobocze. W pewnej chwili do jego sterownika dotarła informacja o głośnym wysokim wyciu za plecami. Nim zdążył odwrócić głowę w jego stronę, ton natychmiast zmienił się na dużo niższy i coraz cichszy spowodowany zjawiskiem Daplera. To coś hałasującego jak nie trudno się domyśleć wyprzedziło starą poczciwą cezetę z maszyną na siedzeniu. A różnica prędkości była ogromna. Humanoid automatycznie zapisał wszelkie możliwe informacje na temat obiektu, który schodząc na trące o asfalt kolano zostawił za sobą snop iskier. Niczym szlifierka kątowa (nawet głos pasował), z tą tylko różnicą, że elektronarzędzia zwykle nie znikają za zakrętem. Był to sportowo-turystyczny motocykl Honda CBR1100XX Super Blackbird rok produkcji 99 kolor czerwony nr rej OTX 1734 z tłumikami bez środków i uszkodzonymi katalizatorami bądź ich brakiem. Szacunkowy wiek części, z których był wykonany ten motocykl to granica między 20-30 lat a może i dużo, dużo więcej. I prędkość. Około 240 km/h na tej drodze to i tak daleko poza granicami zdrowego rozsądku człowieka. Kierujący ubrany w kask i czerwoną skórzaną kurtkę motocyklową. Natychmiast w procesorze myślowym pojawiły się pytania i nieścisłości. Według pamięci wrodzonej, motocykle te były produkowane od 1997 roku. Ten był niemal nowy (znaczy się powinien być nowy, ale na takiego nie wyglądał). Więc dlaczego jego molekuły były tak stare. Ponad 20 lat po odlaniu, wykuciu i innych obróbkach. Coś tu nie grało. I ta prędkość. Żaden normalny człowiek nie jedzie tak szybko po tak krętej drodze. To po prostu było wykonalne. Ten jednak jechał zostawiając iskry z kolana przy każdym zakręcie. Istna burza mózgu a raczej burza procesora myślowego zaczęła tworzyć niebywałe możliwe opcje i teorie. Kiedyś pecety miały jeden główny procesor, potem były to procesory bardziej rozbudowane, czyli dwu, cztero i wielo więcej rdzeniowe. W humanoidach nie sprawdziły się tego typu rozwiązania. Zbyt często dochodziło do sprzeczności i tak zwanej zawiechy. Lepszy był jeden, ale nano procesor a nie kilka starszego typu. A największą różnicę stanowił sposób przenoszenia informacji. W wydaniu wielordzeniowym był to po prostu prąd. W jednordzeniowym nośnikiem informacji było to dużo szybsze światło. Automatycznie powstające pytania były przeróżne i zaczynały się od standardowego „a może jest to?”
            - motocyklista?
            - motocyklista w czerwonej kurtce?
            - motocyklista w czerwonej kurtce na motocyklu?
            - motocyklista na jadącym z ogromną prędkością motocyklu w czerwonej kurtce?
            - czerwona kurtka jadąca na motocyklu w czerwonej kurtce?
            - rybak jadący na motocyklu w czerwonej kurtce jadącym z ogromną prędkością i do tego jeszcze jadącym?
            - jadący na jadącym niejadącym?
            - stalowo kolanowo rzepkowym kolanie iskrowym?
Propozycje zaraz po pojawieniu się wędrowały prosto do drugiego magazynu pamięciowego celem ich ewentualnego użycia a możliwe odpowiedzi pedały eee padały znaczy się po kilkadziesiąt na sekundę i nie sposób ich wszystkich tu przytoczyć.
            - gość z kosmosu?
            - gość z nie kosmosu?
            - samobójca?
            - czyjośbójca?
            - kogośbójca?
            - Januszo-Kormorano-bójca? WŁAŚNIE!
           
Zapisane

albiNOS

  • Jawer
  • ***
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 152
  • Kia Sorento, , Audi A4, Swift Coastline, Romet M1
Odp: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« Odpowiedź #5 dnia: Czerwca 04, 2012, 13:03:11 »

Gwałtownie nacisną obydwa hamulce tak aż tylna opona cezety głośno zapiszczała i motor staną w poprzek drogi. JANUSZO-KORMORANO-BÓJCA! To musiał być strzał w dziesiątkę! Tak bynajmniej myślał i zresztą sam się mu nie dziwie. CO ROBIĆ? CO ROBIĆ? To pytanie w tej chwili było najistotniejsze. Cezeta leżała na środku drogi tuż przed wzniesieniem, paliwo zaś powoli wylewało się z gaźnika. Humanoid chodził od pobocza do pobocza. Zastanawiając się, w jaki sposób dotrzeć do dyskoteki przed januszo-kormorano-bójcą.
Nagle usłyszał głośny pisk opon pojazdu, który nie spodziewanie wyłonił się zza wzniesienia. Próbował on bezskutecznie wyhamować przed leżącym na jezdni motocyklem. Niebieskie BMW z pionowym rządkiem napisów na przedniej części drzwi, podświetlonym podwoziem i ogromnymi 20-to calowymi felgami. Z przednich kół wydobywał się gęsty dym zdzieranych opon. Przenikliwy pisk. Kierowca w ostatniej chwili zaciągną ręczny hamulec, puścił nożny i skręcił gwałtownie kierownice. Pojazd zaczął sunąć w poprzek drogi by coraz mocniej zjeżdżać na pobocze. Nie uchronnie z ogromną prędkością suną na drzewo. Centralnie środkowym słupkiem od strony kierowcy nadział się na drewnianą przeszkodę, potężny huk i dźwięk bitego szkła rozniósł się daleko po okolicy. Auto zgrabnie owinęło się wokół drzewa, z którego spadło kilka suchych gałęzi. Echo ucichło.
Lewy środkowy słupek niemal dotykał prawych tylnych drzwi. Wrak wyglądał jakby chciał spotkać ze sobą przednią i tylną tablicę rejestracyjną. W końcu ostatnio widziały się w wydziale komunikacji. Żadna szyba nie ocalała, to samo dotyczyło tych, którzy siedzieli w środku. Pożegnali się z tym światem nim opadły na ziemię ostatnie gałęzie.
Czasu było niewiele. Przewaga Januszo-Kormorano-bujcy była prawie nie do pokonania. Jakieś działania musiały zostać podjęte by maksymalnie zmniejszyć prawdopodobieństwo jego zlikwidowania. Procesor myślowy ponownie zaczął dopasowywać kawałki wiedzy w jedną wspólną całość. Humanoid szybko obszedł wrak beemki do o koła. Stwierdził, zgodnie ze stanem faktycznym, że przeżyła jedynie mucha, która akurat opuszczała pojazd w miejscu gdzie normalnie powinien być szyber dach. Również możliwość użycia doszczętnie rozbitego pojazdu była wykluczona.
Humanoidowi rzucił się w oczy eee kamery znaczy napis „NOS”. Było to coś, co mogłoby się przydać. Szybko sięgną po elementy wiedzy, z których jeszcze nigdy nie korzystał i po ułamku sekundy wiedział już niemal wszystko. Silnik jego cezety potrzebował dodatkowego zastrzyku mocy. Nitro Oxaid System, był czymś, co spadło mu niemal z nieba. Natychmiast przystąpił do demontażu elemętów systemu doładowania podtlenkiem azotu. Trzy ogromne butle, wyrwane z bagażnika, wylądowały koło leżącej cezety. Kawałek taśmy izolacyjnej, gruba wiązka instalacji elektrycznej, przewody ciśnieniowe, elektrozawory i dysze gazu oraz benzyny. Wydarł z pod tylnego siedzenia rozbitej beemki pompę paliwową oraz żelowy akumulator z bagażnika. Seryjny był pęknięty zaś żelowy, ten od zasilania systemu audio był w doskonałym stanie. Wiedział, że do zasilenia pompy paliwowej i komputera precyzyjnie sterującego dawką paliwa i podtlenku azotu, potrzebuje 12V. Różnica potencjałów w seryjnym akumulatorze, cezetki  to tylko sześć wolciszy. Znalazło się też troszkę narzędzi. Gdy miał już wszystko, stwierdził, że samo zbieranie tych części zajęło mu aż 7 minut i 28 sekund. Natychmiast przystąpił do modyfikacji motocykla. Butle i akumulator przykleił taśmą izolacyjną, do tylnej części siedzenia oraz błotnika. Stamtąd wyprowadził przewody zasilające i ciśnieniowe. Pompę paliwową zatopił w zbiorniku paliwa wcześniej ręcznie powiększając otwór po wlewie. Dodatkowy przewód paliwowy doprowadził do wlotu gaźnika w okolicy przepustnicy. To samo zrobił z dyszą i przewodem od podtlenku. Przykleił do zbiornika paliwa komputer sterujący pracą całego systemu. Sprawnie połączył wszystkie elementy w jedną prowizoryczną całość, po czym wszystko dokładnie sprawdził. Od chwili podjęcia czynności szabrowania minęło już 15 minut. Januszo-kormorano-bójca najpewniej był już blisko celu. Pozostało tylko odpowiednie zaprogramowanie komputera. Nie miał oczywiście zamiaru zmieniać jego map i tak dalej. W tym celu rozciął sobie skórę w okolicy brzucha. Stamtąd wyciągną niewielkie węglowe pudełko, otworzył je. Znajdowała się tam plątanina przewodów, z których każdy zakończony był inną końcówką. Żadna z nich nie pasowała do komputera sterującego podtlenkiem azotu i dodatkowym wtryskiem paliwa. Humanoid jedną z wtyczek rozkruszył przy użyciu ciężkiego klucza, choć równie dobrze mógł tego dokonać palcami. Teraz mikroskopijne konektorki mniej więcej pasowały do igiełek wystających z wtyczki do komputera. Podłączył je do wszystkich luźnych przewodów. Dodatkowo podpiął zasilanie z żelowego akumulatora. Teraz wystarczyło tylko ustalić, który przewód jest, od czego i puścić nimi odpowiedni sygnał. Motocykl z uwagi na opróżniony z paliwa gaźnik zapalił z wielkim trudem i to dopiero na pych. Praca na niskich obrotach była niemożliwa. Silnik jako tako pracował równo od około 5 tyś obrotów na minutę. Reakcja na gaz też była mozolna. Najważniejsze jednak, że silnik pracował. Humanoid wcisną sprzęgło i włączył pierwszy bieg. Przy pierwszej próbie ruszenia silnik zgasł. Druga próba na wyższych obrotach spowodowała, że motor gwałtownie zmielił kołem i energicznie ruszył do przodu. Wtedy zaczęła się szybka próba kalibracji ustawień komputera. A dokładnie to programem sterujący tworzył się w czasie jazdy w głowie maszyny prowadzącej motor. Silnik miał coraz leprze osiągi. Elastyczność oraz kultura pracy silnika nie miała jakiegokolwiek praktycznego znaczenia. Liczyły się tylko osiągi i to by Cezeta wytrzymała do samego Rynu. Z każdym metrem komputer w głowie humanoida podawał przypadkowe nastawy. Lepsze pozostawiał w pamięci tak by motocykl miał możliwie dobre osiągi. Nie bez znaczenia był skład mieszanki zwykłego powietrza z podtlenkiem azotu oraz paliwem. Zastosowanie tzw. mokrego doładowania było bardziej typowe dla firmy NX czyli z nieco wyższej półki niż NOS. Jednak w tym przypadku nie było jakiegokolwiek miejsca na wybrzydzanie. Mokre doładowanie gazem rozweselającym dało znaczny przyrost osiągów. A ogromny zapas, jaki leżał w butlach na siedzeniu powinien wystarczyć do samego Rynu. Przez chwilę Humanoid pomyślał o swojej butli z podtlenkiem, tą, która miał w sobie, służąca w ekstremalnych sytuacjach do chłodzenia najważniejszych części. Zastanawiał się, dlaczego nie jest to chociażby dwutlenek węgla czy freon albo coś o podobnych właściwościach. Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Brak zapisu w którejkolwiek z pamięci.
Chwilowa moc, jaką mógł teraz uzyskać silnik Cz-ki była ogromna. Ważniejsze jednak było szybkie dotarcie do celu, bez awarii. System dopasowując się celowo ograniczył osiągi doładowanego silnika. Teraz  były one dużo większe od seryjnych, ale to niebyło wszystko, co dałoby się wyciągnąć z silnika. Nic by nie dała moc dwustu koni, gdyby silnik eksplodował zaraz po uruchomieniu czy przejechaniu kilkunastu metrów. Teraz możliwe było spalenie dużo większej ilości paliwa w tym samym czasie. A to znacząco poprawiło maksymalne osiągi. Prędkość chwilami dochodziła do licznikowych 180, przy czym dźwięki wydawane przez silnik, co chwile zmieniając się świadczyły o nieuchronnie zbliżającym się jego końcu. Centralny procesor myślowy ciągle kontynuował obliczenia opłacalności powyższej przeróbki. Wyniki nie były obiecujące i mało precyzyjne. Zysk obliczony, na poziomie około 75-78 sekund był na wagę złota. Humanoid wiedział, że nie dogoni Januszo-kormorano-bójcy. Liczył jednak na jego gorszy zasób wiedzy o Kormoranie i na wszelkie możliwe przypadki losowe. Jakakolwiek rezygnacja nie była możliwa. Humanoid sterując dawką dodatkowego paliwa i gazu rozweselającego, w maksymalnie możliwym skupieniu pokonywał zakręty w drodze do dyskoteki w Rynie. Ani zawieszenie ani hamulce nie były przystosowane do tak ekstremalnej jazdy. Dowodem na to były choćby cieknące przednie widełki, które szybko ograniczyły skuteczność przedniego bębna hamulcowego. Olej w okolicy okładzin ciernych nie był mile widziany. Póki, co, prędkość motocykla dalej utrzymywała się na dość wysokim poziomie. Niestety zbyt małym by wyprzedzić Januszo-kormorano-bójce.
 
   [size=0pt][1][/size] Boelius dusicielius?! A co ja będę te debilizmy tłumaczył!
   
Zapisane

albiNOS

  • Jawer
  • ***
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 152
  • Kia Sorento, , Audi A4, Swift Coastline, Romet M1
Odp: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« Odpowiedź #6 dnia: Czerwca 04, 2012, 13:04:01 »

 Ryn
 
 
 
 
Dyskotekę było słychać z dość dużej odległości. Policja, jeśli tylko mogła, z dala omijała to kwitorobne miejsce. Ochrona, gdy tylko zauważała jakikolwiek radiowóz, natychmiast prowadziła w jego stronę całą watahę tak zwanych zombie. Były to awanturujące się na imprezie osoby, zwykle na prochach lub wyjątkowo nietrzeźwi, często sami niemogący dotrzeć do swoich lepianek. Każdy skuty przy użyciu jednorazowych pseudo kajdanek wykonanych na bazie plastikowych obejm częściej stosowanych przez elektryków niż ochroniarzy. Jacyś złodzieje, cwaniaczki, krzykacze modnego HWDP i inni. Zwykle każdy z nich sam ledwo stał na nogach, znaczy się częściej leżał. Rączki z tyłu w tych śmiesznych opaskach. W praktyce był wywożony daleko od dyskoteki, czasem do domu, czasem na pudło do wytrzeźwienia. Najczęściej jednak kończyło się to szybko podpisanym bonem[1] i przysłowiowym kopem w dupę. Pyzatym niebieskie auta z białym paskiem, ewentualnie srebrne z niebieskim, nie były tam mile widziane. Jeszcze żaden z patroli nie odważył się pozostawić radiowozu przed budynkiem dyskoteki i gdzieś sobie pójść.
            Kierujący CBR-ką zaparkował maszynę około 500m od źródła głośnej muzyki. Bliżej nie dało się z uwagi na mnogość ustawionych tam pojazdów. Mężczyzna, choć inaczej ubrany, był identyczny do tego z czety, który to dalej był w drodze. Po ustawieniu motocykla na bocznej podstawce skierował się do drzwi dyskoteki. Nie przyszło mu do głowy by zabrać kluczyki. Otrzymał motocykl z kluczykami w stacyjce, więc po nie wiedział, że posiadają opcję wyjmowalności. Wiedział tylko, iż można nim obrócić tak aż wskazówka obrotomierza ładnie sobie podskoczy i zapalą się kolorowe światełka. Światełka? Właśnie kierujący nie pomyślał o wyłączeniu oświetlenia drogowego.
            Pracownicy  ochrony nie sprawiali wrażenia inteligentnych osób. Ubrani w ciemnozielone kombinezony oraz kamizelki taktyczne. Mało, który posiadał włosy, za to żaden z nich nie posiadał szyi. Sprawdzenie osób pod kątem bezpieczeństwa oraz wnoszonych przedmiotów zawsze budziło ogromne emocje. Nie każdy chciał być obmacywany przez nazywanych doraźnie,,pedały’’ ochroniarzami. Czasem ktoś krzyczał, że obszukiwać może tylko psiarnia z nakazem. Groźby skarg, sądów i zwolnień z roboty. Mało, kto jednak odróżniał pojęcia takie jak sprawdzenie bezpieczeństwa od kontroli osobistej, czy popularnego wśród niezorientowanych, przeszukania. Uważający się za najmądrzejszych zawsze wiedzieli najlepiej, jakie mają prawa, choć pewnie w życiu nie trzymali rozporządzenia na temat uprawnień pracowników ochrony na terenie chronionych obiektów i takich tam mało ciekawych pisemek. Może to powodowało tak mało dokładną kontrolę a może chodziło o nie tracenie czasu, czyli o ograniczenie rozprzestrzeniania kolejki.
            Doraźny właściciel Hondy zbliżył się do ochroniarzy, sprawdzenie trwało może nie więcej niż trzy sekundy. Nie znaleziono u niego arsenału, którym dysponował. Ultra laser, strzelba gładkolufowa ze skróconą rękojeścią, dziewięcio milimetrowy pistolet maszynowy Glauberyt, skrócona wersja, Beryla kaliber 5,56mm. Granaty F-1, PMW-8 (popularnie zwany plastikiem) przeogromny zapas amunicji oraz baterie paluszki do ultra lasera. Nawet głupich paluszków nie znaleźli. Pewnie przy odrobinie szczęścia można by tam wejść targając za sobą niewielką głowicę nuklearną albo coś w tym stylu. Ochrona nie często widziała ustrojstwa z plutonem czy uranem w środku. Pewnie widzieli takie cuda rzadziej niż nigdy. A gdyby znaleźli taką fajną małą bombkę jądrową, zapewne kazaliby oddać ją do depozytu i zwróciliby ją po dyskotece właścicielowi o ciemnej cerze i w białym turbanie...
            Mężczyzna po wejściu do środka natychmiast przystąpił do poszukiwania Janusza Kormorana. Miał przy sobie jego zdjęcie w dość kiepskim zresztą stanie. Nikt nie miał pojęcia, kogo przedstawia fotografia. Sytuacja była jednak nieco utrudniona nie tylko ze względu na stan zdjęcia. Przedstawiało ono poszukiwanego z przyszłości w wieku kilkudziesięciu lat. Porażka totalna.
            Pod budynek dyskoteki podjechał policyjny polonez, z którego wysiadł B-1000. Ubrany w policyjny mundur. Identyczny jak ten, który miał na sobie Waldemar w czasie, gdy kończąc służbę ciągał lumpa.
Zebrani ludzie krzywo patrzyli na idącego w stronę dyskoteki policjanta. A zaczęło się to już wtedy, gdy ten tylko pojawił się w swoim polonezie na parkingu. Już w tamtej chwili, gdy z daleka nadjeżdżało niebieskie auto, z daleka poleciało kilka haseł typu „zawsze i wszędzie…”, sławnych ręcznych gestów „cwelowania”. Pseudo pies nie zwracając uwagi na te wszystkie drobiazgi wszedł do budynku dyskoteki. Zdziwienie pracowników ochrony było znaczne tym bardziej, ze zamiast ominąć wszystkich stojących, staną w kolejce do kontroli osobistej. Gdy przyszła jego kolej, zrobił to, co inni. Rozłożył szeroko ręce celem poddania się sprawdzeniu( dobrze, że wzorem wielu nie próbował się awanturować). Ochroniarze całkowicie zgłupieli. Spojrzeli jedynie po sobie ze zdziwionymi minami i... Nie dyskutowali z dziwnym stróżem prawa. Z wyraźną nieśmiałością sprawdzili go, po czym wpuścili dalej.
Do sali z głośną muzyką prowadził długi korytarz wyłożony kafelkami, co wzmacniało echo głośnej muzyki, kafelkami takimi jak w łazience obok, z gładkim szkliwem. W sumie tych korytarzy było kilka. Nikt i chyba nawet właściciel nie wiedzieli, do czego służy ta bezsensowna plątanina długich pomieszczeń, będących pozostałością po starej fabryce. By wejść na salę należało pokonać niewielkie schody w dół. Tam znajdowało się kłębowisko kilkuset a może i kilku tysięcy ciał z całego powiatu i nie tylko. Ciemne ściany i wszechobecna o lekko gryzącym i wilgotnym zapachu niebieskawa para, co raz wydobywała się z niewielkich agregatów. Kiepska wentylacja i krople wilgoci niemal wszędzie. Tysiące kolorowych świateł oraz stroboskopy no i oczywiście ta głośna muzyka. Dziewczyny nierzadko piętnastoletnie z odsłoniętymi brzuchami, gołymi plecami i obowiązkowo wystającymi ze spodni stringami. Wszechobecne plastikowe kufle i żółty płyn, którego co niektórzy próbowali nazywać piwem.
Pseudo policjant będący wierną kopią Waldemara oraz gość od CBR-ki natychmiast przystąpili do niezależnej penetracji pomieszczenia celem odnalezienia Janusza Kormorana. Wkrótce cała trójka a może i przy odrobinie szczęścia, cała czwórka miała się spotkać. Dwukołowy wehikuł z butlami gazu rozweselającego był już bardzo blisko.
Uwaga zgromadzonych skupiła się na scenie. Po krótkim wystąpieniu niepasującego do otoczenia kolesia w garniturze, światła przygasły zaś melodia z umca umca zmieniła styl na bardziej pasujący do niby rockowego koncertu. Tłum na chwilę zamarł, po czym w miarę wzrostu głośności i intensywności zsamplowanej, ale gitarowo-bębnowej melodii, coraz więcej osób skandowało imię oczekiwanej wokalistki.
- DOO-DA!.. DOO-DA!.. [size=0pt]DOO-DA![/size].. DOO-DA!.. DOO-DA!.. DOO-DA!.. DOO-DA!.. DOO-DA!...
Trwało to kilka minut. Gdy widownia zaczynała się już niepokoić, nagle na scenę wbiegła skąpo ubrana blondynka z dużym biustem, natychmiast rozległ się powodujący ciarki na plecach przegłośny pisk. Blondynka natychmiast zaczęła śpiewać, w tle słychać było perkusję oraz gitarę elektryczną, ale gitarzysty nie było widać! Był perkusista, ale gitarzysta był... Niewidzialny? No przecież grał! Ale był niewidzialny! Czapka niewidka!? Siedmiomilowe buty!? Nikt nawet nie trudził się na zadanie sobie tego pytania. Nikt nie potrafił wskazać chociażby tymczasowego miejsca jego pobytu. Czy było to  zwolnienie L-4? Ale grał! I... Co było najdziwniejsze, artystka nie brała tego do głowy. Prawdopodobnie z góry zakładała, iż nikt nie dosłyszy się czy nie dowidzi braku tego członka zespołu. Prosty był tego powód. Zespół popo-rockowy z komputerem zamiast szarpidruta. Zapewne Angus Young popłakałby się ze śmiechu, lub... Po prostu by się popłakał. Blondynka śpiewała. Głośnym cukierkowym głosem, wykreowanym przez szerokie grono odbiorców z panią Elą Zapendowską i Kubusiem Wojewódzkim na czele. Odbiorców pozbawionych indywidualizmu i wykastrowanych z wyjątkowości gustów muzycznych. Nikt nie zastanawiał się nad głębią tekstu. Nie było głębi, znaczy głębia była, ale... Dekoltu. Nikt nie zwracał też uwagi na ciągłe (niczym w reklamie proszku do prania) braki w zgraniu słów do ruchu warg. Koniec pierwszego utworu. Sekundy ciszy wystarczyły na serie tekstów od strony publiczności.
- Doo-da zrób mi loo-da! – Ktoś się wydarł. Ktoś z tej mniej trzeźwej publiczności. A gdzie pojawiła się ta pewność siebie wokalistki? Tak znana z telewizji? Na taki tekst? Powinna natychmiast zacząć rzucać złamanymi chujami, dziwkami, kurwami i ewentualnie metalowymi krzesłami. Nie rzuciła nawet jedną szmatą, jednym kawałkiem śmiecia. Coś mruknęła pod nosem, ale nic więcej. Chyba nie spodziewała się takiej reakcji kogoś z publiczności. Mogła, choć tego kogoś wyzwać od wieśniaków albo pegerusów. Nie zrobiła tego. Może bała się wideł trójek i rozwścieczonych wieśniaków. Może nie chciałaby ochrona dzisiejszego dnia wróciła z siekierami w plecach? Sama też nie chciałaby dostać takiej siekiery albo sierpa w plecy czy kawałka płotu w głowę. Nie wygodnie jedzie się nawet najlepszą limuzyną z siekierą w plecach. Trzeba jakoś tak bokiem siedzieć, nie da się normalnie oprzeć. Sztacheta natomiast wbita w czoło wymusiłaby ciągłe niedomknięcie okna bądź nawet szyber dachu a wiadomo, o zapalenie płuc nie trzeba długo się starać.
W pobliżu kilku dosyć ładnych dziewczyn, zapewne koleżanek, kręciło się kilku chłopaków pochodzących najprawdopodobniej ze wsi. Nie byli zbyt rozgarnięci, czego nawet nie potrafiła zmienić ogromna ilość wypitych browarów. Wieśniaki próbowali zbliżyć się do lasek, które udawały totalny brak zainteresowania. A może i nie udawały i liczyły na kogoś atrakcyjniejszego, bądź chociażby z lepszymi samochodami. Wśród miejscowych znane były z tego, że na kilometr potrafiły określić markę czyjegoś auta. Nie sądziły, aby tych kilku buraków przyjechało czymś lepszym niż pordzewiały polonez i to bez ulubionego, UMCA, UMCA w bagażniku.
- Ciekawe, co tu robi ten grubas?- Pomyślała na głos Agnieszka, przy głośnej muzyce i tak żaden z nich nie miał szans tego usłyszeć.
- Skąd jesteśta? – Zapytał gruby
- Z kątowni – odczepnie stwierdziła jedna z dziewcząt, nie miała ochoty na rozmowę z nim, ten jednak nie rezygnował
- Ja to nie z kątowni jestem, przyjezdny jestem i lubię ciągniki
- Kurwa, co za burak – mruknęła pod nosem
- Zatańcujem? – Kolo nie rezygnował
- A czym przyjechałeś?
- Piątką
- Beemką? – Dziewczynie natychmiast zaświeciły się oczy
- Nie MPK-iem piątką
- Co? Spadówa wieśniaku!
- Ja wźeśniak? Ty wźeśniaczka! – Krzyknął zdenerwowany - Ja w Kolnie na rinku w ciuchy za pięć bańków ubrany! I ja wźeśniak?!
W sumie to nie był taki gruby, tylko wielki. Ale żeby przyjść na dyskotekę w tak paskudnych dresach? Pewnie Ferdek z Kiepskich jest jego idolem, fuj! Grubas był już porządnie dziabnięty, swoim głosem potrafił przekrzyczeć całą dyskotekę. Dziewczyny troszkę się go bały. Miał lekko dziecinną twarz, i w sumie nie wyglądał na specjalnie groźnego. I choć chwilowo mocno zdenerwowany nie chciał zrobić komukolwiek krzywdy, z pewnością mógł tego dokonać w kontratypie nieumyślności. Postanowił dalej,,tańcować’’ i dalej nie zwracać uwagi na wszelkie docinki. Wydawałoby się, że jego wielkie ramiona zajmują pół dyskoteki. Pół biedy gdyby to były tylko ręce. Chłopak swoimi nogami także wymachiwał na wszystkie strony. Było to znacznie bardziej niebezpieczne. Dziwny był ten taniec i nikomu by nawet nie przyszło do głowy, że ten kloc w dresach potrafi zrobić szpagat. Ku zdziwieniu wszystkich wykonał ich kilka wersji. Wyrwanie przez niego jakiejś laseczki, raczej było mało prawdopodobne. Gdyby dziewczyny wiedziały, że chłopak potrafi zamykać dwa borty Kirowca na raz w jednej chwili? Może by się udało a może i by się po prostu bały. Z grubasem był też łysy koleś średniego wzrostu. Miał charakterystycznie lekko odstające uszy oraz nerwowe słabo skoordynowane ruchy. Gdyby jakimś cudem udało mu się poderwać którąś z dziewczyn, gdyby wyciągną ją na romantyczny spacer, na pewno skończyłoby się to licznymi siniakami na ciele dziewczyny. I nie byłyby one spowodowane agresją, lecz... Niespotykanym brakiem delikatności i subtelności jego nieskoordynowanych i nerwowych ruchów. Jak to się mówi, pierwszy raz zawsze boli.
Koncert rozpoczął się na dobre. Na dobre, czy raczej na złe, zaczęło się poszukiwanie poszukiwanego Janusza Kormorana. Zwłaszcza, dlatego, że był on osobą poszukiwaną, czyli tak zwanym poszukiwanym.
Pseudo policjant na kilka chwil znalazł się w okolicy kolejki po żółty płyn z plastikowego kubka. Uzyskał istotną informację od równie młodej, co nietrzeźwej brunetki, że tam właśnie widziała Kormorana. Według niej kilka minut wcześniej miał kręcić się przy kafelkowych korytarzach. Tak naprawdę może i kogoś tam widziała, ale czy był to Janusz Kormoran niezbyt ją interesowało. B-1000 miał obowiązek sprawdzić tę informacje i właśnie tego dokonywał. Natychmiast, więc znalazł się w plątaninie kafelkowych korytarzy. W tym czasie pod dyskoteką zaparkowała cezeta z już nadtopionymi cylindrami i przesadnymi butlami na tylnej części siedzenia. W czasie zsiadania typa z motocykla, połączenia elektryczne zostały zerwane. Chwilowo nie były potrzebne. Na parkingu pozostał mocno przekonstruowany pojazd z plątaniną kabli i wspomnianymi butlami. Zapach spalonego oleju oraz korkowych okładzin sprzęgła, jeszcze przez kilka minut miał unosić się w powietrzu. I ten przybysz nie miał problemu z przejściem kontroli osobistej. Imperossberg oraz KBK AK MS to tylko część arsenału. Sklep z bronią, który napotkał na drodze, sklep, który chciał zatrzymać go na zawsze. Sklep, w którym pracowali zdeegzystowani struże prawa. Sklep, który był naprawdę przyzwoicie wyposażony. Kilka sztuk pistoletów Glock17, Walther P99, P- 64 i P-83 a także pistolet maszynowy PM-98. Niezliczone ilości amunicji Makarow, Luger i Noxon kalibru 9mm. Kilka magazynków naboi 7,62mm do kałacha. Ładownice z brenekami oraz hukowymi ONS-ami do imperossberga. Od tej chwili penetracji dyskoteki dokonywały już trzy maszyny. Choć tak naprawdę kolo od cezety nie wszedł jeszcze na sale, sukcesywnie sprawdzał korytarze. Najgroźniejszą z maszyn był płynny beton. To on był prawdziwym Januszo-Kormorano-bójcą. Gość od CBR-ki (podobnie jak ten od cezety) nie miał zamiaru zdeegzystować Janusza Kormorana, ale wręcz przeciwnie. Został przysłany tu do przeszłości by chronić przed Betyśkiem bezbronnego Kormorana. A wszystko z powodu krótkiej pamięci tych, którzy juz wcześniej wysłali w przeszłość maszynę do ochrony Janusza. Dokładnie tą, którą zdobyła w barze,, U ROMANA’’ ubranie i cezetę. Ten lub, jak kto woli,,ta’’ maszyna, co korzystając z wiedzy zapisanej w nanoelektronicznej pamięci standartowej, przeprowadziła natychmiastowy tuning słabego dwusuwowego motocykla. Ten(ta), który(a) w myśl ochrony Kormorana zdeegzystował(a) pluton OPP. Ich spotkanie dla jednego i drugiego miało okazać się wielkim zaskoczeniem. Spotkanie gościa od cebry i od cześki. W końcu musiało do tego dojść.
- Janek! Kurwa! Ktoś cię szuka, taki wielki typ na motorze chyba?
- Na motorze!? W dyskotece? Pierdolisz. Nie wolno motorem jeździć na dyskotece, ludzi by porozjechowywował.
- No w skórze motorowej znaczy! O! Tam jest! – Kolega Janka wskazał palcem na ogromnego mężczyznę w czerwonej skórze, ten również ich dostrzegł.
- O kurwa! Ten? Ja pierdole! Ten! To chyba ten od, wuechy co mu nie zapłaciłem!
- Pierdolisz? Zobacz! – Krzyknął kolega Janka - Lezie tu!
Wielkie ramiona kolesia zaczęły gwałtownie odpychać ludzi, tak jakby płyną żabką w tym kłębowisku!
- No bez kitu! Ten, co mu zajebałem tą kurtkę, w której teraz tu lezie! Pierdolony! Jebana, bladź naprawdę idzie tu! Jak coś to mnie nie widziałeś!
- Jak może iść w kurtce skoro ona jest zajebana!?
- Widocznie niedokładnie ją zajebałem!
- Co ty pier...? Spierdalamy?!
Zapisane

albiNOS

  • Jawer
  • ***
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 152
  • Kia Sorento, , Audi A4, Swift Coastline, Romet M1
Odp: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« Odpowiedź #7 dnia: Czerwca 04, 2012, 13:04:48 »

Niemal automatycznie rozbiegli się, każdy w swoim kierunku. Janek przeciskał się między ludźmi, ale typ w czerwonej skórze był coraz bliżej z wzrokiem skupionym tylko na Kormoranie. Dla maszyny problemy z przeciskaniem się prawie nie istniały. Niemal rzucał ludźmi stojącymi na jego drodze. Janek wbiegł do długiego korytarza wyłożonego kafelkami, chciał jak najszybciej wydostać się z tej dyskoteki. Nagle z za rogu wyszedł jakiś mężczyzna z pudełkiem bananów pod pachą. To był mężczyzna od cezety. Z postury niemal identyczny do tego, który go gonił. Kormoran staną jak wryty, chwila wahania i obrót na bucie o 180 stopni. Tam podobny widok. Ten sam ryj, ale inne ubranie. Kolejny obrót tym razem niemal samej głowy pozwolił mu ujrzeć kałacha trzymanego przez gościa od cezety oraz opadające na terakotę banany i kartonowe pudełko. W tym momencie był już prawie złapany przez typa od CBR-ki, gdy nagle zobaczył jak but gościa od cezety rozgniatając banany i tracąc przyczepność z nawierzchnią wpadł w swoisty poślizg. Jego noga niczym w śmiechu warte z olbrzymią prędkością wystrzeliła do góry a mężczyzna zaliczył glebę łamiąc z wielkim hukiem kafelki pod swoim tułowiem, głową i rękoma. Janusz poczuł jak leci. Leciał pierwszy raz w życiu (nie licząc drobnego wypadku na starym rowerze ukrainą zwanym. Wtedy to ścigał się z kolegą jadącym składakiem Wigry. Pruli na złamanie karków polną drogą na polu buraczanym. Nie miał pojęcia jak do tego doszło, ale gdy się otrząsną widział rząd kilkunastu ściętych buraków pastewnych. Jego głową, rowerami i kolegą zapewne. Tak pomyślał.) Tym razem nie było buraków. Były kafelki widziane z zerowej odległości, które czół przyklejony całym ciałem do ściany. Przyszło mu na myśl, że nie miał za wiele szczęścia. Mógł przecież wpaść na lekko uchylone drzwi od kibla. Te na pewno zamortyzowałyby, choć w części tak silne uderzenie. Niestety nie trafił. Zanim odpadł od zimnych kwadracików usłyszał wzmocnione echem pomieszczenia ogłuszające strzały! Kilkusekundową nieprzerwaną serie. Z kałacha, co stwierdził, gdy spojrzał w stronę wielkich typów. Mężczyzna leżący trzymając w ręku karabinek właśnie zakończył pierwszą serie. Kilkadziesiąt łusek wydając szklisty dźwięk zaczęło tarzać się po podłodze. Nastąpił oślepiający błysk. Gość, od CBR-ki użył, ultralasera, przez co ten od cezety został odrzucony niemal pod sam koniec korytarza. Na podłodze w śród łusek pojawiła się bateria paluszek z komory bateriowej. Mężczyzna w czerwonej skórze podziurawionej od naboi kałacha również odleciał daleko w róg korytarza i to nie od pędu pocisków a raczej w celu oddalenia się od źródła karabinowego ognia. Nie przewrócił się, ale upadł na lewe kolano zmniejszając zarazem swoją powierzchnie czołową, przeładował ultralaser i ponownie wystrzelił tym razem nie trafiając. Kilkadziesiąt ściennych kafli gwałtownie prysnęło rozsypując tysiące odłamków w przestrzeni korytarza. Kilka z nich boleśnie trafiło leżącego na podłodze Kormorana. Gość od cezety w ułamku sekundy wymienił magazynek, zaś ten znajdujący się po przeciwnej stronie korytarza stwierdził, że zamek ultralasera pozostał lekko odsunięty w kierunku tylnego położenia. To oznaczało zacięcie trudne do usunięcia. Bateria zgnieciona przez zamek, zgięta w połowie swojej długości i tylko częściowo wbita do komory bateriowej. Odpowiednik tak zwanej,,fajki” w konwencjonalnej broni palnej. Nim niepotrzebny ultralaser upadł na podłogę, kolejna seria trafiła w postrzępioną od poprzednich pestek czerwoną kurtkę. Nie krew, ale iskry i kawałki czerwonej skóry sypały się z całego ciała humanoida. Po około trzech i pół sekundy skończył się kolejny magazynek. Pojawiła się następna ułamko-sekundowa zmiana magazynków w czasie, której drzwi od kibla otworzyły się. Janusz Kormoran nawet nie zwrócił na to uwagi. To był duży błąd. Nikt z całej trójki nie zwrócił uwagi na te niby mało istotne otwarcie drzwi. Każdy czymś zajęty, maszyny walką zaś Kormoran dochodzeniem do siebie. W drzwiach pojawił się ubrany w policyjny mundur B-1000 zwany Betyśkiem. Natychmiast rozpoznał przy użyciu programu biometrycznego twarz należącą do:
KORMORAN JANUSZ
                                                               S) N.N.
                                                               UR. 1986 04 12         
                                                               ZAM. OLSZTYN BDB.
Powyższy komunikat intensywnie świecąc i mrugając niczym hologram pojawił się na tle tego, co widział B-1000. Kormoran, który przed chwilą leciał, teraz został złapany pod pachę Betyśka, który bez chwili zwłoki zaczął z niewiarygodną prędkością oddalać się z myślą o bezpiecznym zdeegzystowaniu osoby, która była jego jedynym istotnym celem w podróży z innego czasu.
            Maszynom, które przed chwilą strzelały, w jednej chwili zabrakło podręcznej amunicji. Rzucili się na siebie przechodząc do walki w ręcz. W pierwszej chwili szarpali się za rwące pod ich niewyobrażalną siłą i tak już mocno sfatygowane ubrania, kilka wzajemnych silnych ciosów w okolice głowy nie przynosiło żadnych efektów. Po prostu nie byli ludźmi, więc okładać się w taki sposób mogli w nieskończoność czy raczej znaczy aż do wyczerpania źródeł zasilania. Nastąpiła kolejna zmiana stylu walki. Kolejne kafelki upadły na podłogę, gdy jeden z robotów chwycił drugiego za włosy oraz jaja rzucając go o ścianę. Po chwili wzajemnie rozbijali kafelki to raz rzucając jeden drugiego to drugi jednego, sytuacja powtórzyła się wielokrotnie do chwil, gdy na korytarz wbiegła gruba sprzątaczka.
            - Co się tu kurwa dzieje! – Krzyknęła rozwścieczona gruba stara baba, – Co to kurwa ma być?
            Mechaniczni ludzie przerwali pojedynek zaś baba w fartuchu kontynuowała piskliwym drażniącym głosem.
            - Co to kurwa ma znaczyć? Za miotłę i sprzątać mnie ten sif! Kurwy syny! Na mielicje idę zapodać! Jak wrócę to porządek tu ma być, bo inaczej ścierką bez łeb dam jednemu i drugiemu? Się kurwa nauczyli! Matki tak wychowali?! W domach też kafelki porozłamowujeta?
            Mechaniczni stali obok siebie zawstydzeni, ze spuszczonymi głowami niczym uczniowie podstawówki przyłapani na podglądaniu koleżanek w szatni. Stali tak wśród tysięcy rozsypanych kawałków glazury i terakoty. W korytarzu pojawił się ochroniarz, który przed kilkoma minutami przeszukiwał Betyśka.
            - Jakiś problem pani Stasiu?
            Kobieta na jego widok jeszcze bardziej zaczęła się drzeć, lament był nie do zniesienia nawet dla pracownika ochrony.
            - Łoj panie Romku, nowiuchnej kafelkoje z NRD kupione jakem się za młodu tu żem do rabotu przyjmowała a łoni otako! Je porozłamywali! Kurwy syny jedne! Na mielicje z niemi!
            - Który z was zaczął? – Stanowczym tonem zapytał ochroniarz
            - On
            - On
            - Dlaczego to zrobiliście?! Gówniarze!
            Brak odpowiedzi
            - No i co? Języki wam poupierdalało? Dowiem się w końcu, dlaczego zniszczyliście korytarz?
Jeden z cyborgów podniósł rękę, najwidoczniej chcąc odpowiedzieć na zadane pytanie.
            - Czego?!
            - Dokonaliśmy powyższego zniszczenia mienia prywatnego w wyniku podjętych działań mających na celu utrzymanie przy ży...
            - Nie interesuje mnie to! – Krzyknął ochroniarz – pytam, dlaczego rozjebaliście korytarz?
Robot zaczął od początku:
- Dokonaliśmy powyższego zniszczenia mienia prywatnego w wyniku podjętych działań mających na celu utrzymanie przy ży...
- Już ci mówiłem jełopie, że gówno mnie to inte re re!? Rozumiesz to?
Robot był zaskoczony. Odpowiadał na zadane pytanie i w połowie odpowiedzi na zadane pytanie, pytający zmieniał zdanie uznając, że nie potrzebuje odpowiedzi, po czym ponownie zadawał identyczne pytanie. Lekka zawiecha musiała nastąpić u jednego jak i drugiego.
            - Dowiem się w końcu, dlaczego rozjebaliście korytarz?
            -...
            - Kurwa nie wytrzymam? Dowiem się w końcu?
            - Dokonaliśmy powyższego zniszczenia amie...
            - Ile razy mam Ci mówić? No chuj mnie strzeli i słomą przykryje! Dobra popaprańcy! Brać się za miotły i błysk tu ma być! Szufla tam stoi. Zapłacicie za wszystko patałachy! Zaraz tu będzie policja!
 
   [size=0pt][1][/size]  MKK mandat karny kredytowany
   
Zapisane

albiNOS

  • Jawer
  • ***
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 152
  • Kia Sorento, , Audi A4, Swift Coastline, Romet M1
Odp: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« Odpowiedź #8 dnia: Czerwca 04, 2012, 13:05:35 »

 Czarodziejska kula
 
 
           
 
 
- [size=0pt]krrzz[/size] 32 do 00 [size=0pt]krrz[/size]– zabrzmiał zniekształcony głos dyżurnego w głośniku stacji
            - Kurwa! ZNOWU!
            - Zgłaszam!
            - [size=0pt]krrz[/size]Słuchaj 32. Udasz się do dyskoteki Fabryka w Rynie. Mam zgłoszenie, że dwóch nietrzeźwych mężczyzn dokonało zniszczenia mienia. Tam jakieś kafelki czy szyby poleciały. Wylegitymuj i poucz panią.
            - Przyją! – Zdenerwowany policjant rzucił notatnikiem o podłogę i natychmiast mocno wkurzony zaczął go deptać krzycząc wyzwiska w kierunku dyżurnego oraz tałatajstwa z dyskotek
            - Kurwa! Skurwysyn! Sam niech zapierdala! Ciężko było pouczyć przez telefon, że to wnioskowe! Zajebańcy! Pierdolone tałatajstwo, już problemy! Dobra jedź tempem patrolowym, nawet się kurwy nie dadzą rozpisać!
            - Ty Andrzej a gdzie ten Ryn? To na Miłki czy na Olsztyn trzeba cisnąć?
            - Pierdolisz? Nie wiesz? Kurwa! Ja też nie kojarzę, w którą stronę! Nie byłeś tam nigdy?
            - No ja nie, dopiero wkładkę odebrałem, ja nie stąd przecież?
            - W Rynie nigdy nie byłeś? No kurwa! Czekaj zadzwonię do dyżurnego
Andrzej wykręcił 997, połączył się z dyżurnym
            - 32 z tej strony. Ty, jak na ten Ryn się jedzie?
            - Nie wiesz? Tyle interwencji tam było?!
            - Dobra nie wnikaj, powiedz czy to na Olsztyn, czy na Miłki
            - Jesteś na miejscu to decyduj
            - Gdzie na miejscu? Właśnie nie wiemy jak trafić!
            - A skąd mnie wiedzieć?- Warkną dyżurny- Przecież masz kryształową kulę
            - Dobra, nara
Policjant rozłączył się
            - Umiesz obsługiwać kryształową kulę? – Zapytał kierowcę
            - Tą z Semira company?
            - No umiesz czy nie?
            - A bo ja wiem? A działa to w ogóle?
Prawy[1] otworzył schowek, z którego wyciągną znacznych rozmiarów czarne plastikowe pudełko. W środku znajdowała się szklana kula oraz instrukcja obsługi. Andrzej natychmiast zaczął ją wertować.
            - Dobra! Mam! Znalezienie miejsca docelowego! Zatrzymaj się. Ja Będę czytał instrukcję a ty rób, co czytam.
            - Zatrzymać samochód
            - No jest, już zatrzymany
            - Renatę zaciągnij
            - Jest Renata
            - OK, teraz postaw szklaną kulę tak by nie spadła
            - To gdzie mam ją postawić?
            - Nie wiem! Wymyśl coś!
Kierowca wstawił kulę między kierownice a obudowę zestawu wskaźników, docisną. Trzymała się całkiem solidnie.
            - Dobra, teraz skup się. Połóż na niej obie ręce i wypowiedz kwestię.
            - Jaką kwestię?
            - Życzenie, czekaj chwilę ułożyć muszę!
            - No wymyśl coś szybciej!
            - Słuchaj i powtarzaj:
            - OK, dawaj
            - Abra kadabra chokus pokus...
            - Co?
            - No dawaj!
            - Abra kadabra chokus pokus no dawaj
            - Gdzie no dawaj?! Durniu! Bez no dawaj!
            - Mówiłeś no dawaj!
            - Kurwa! Zresetuj i jeszcze raz
            - A jak się resetuje szklaną kulę?
            - Dobra nie ważne, szkoda czasu. A wiec: Abra kadabra chokus pokus
            - Abra kadabra chokus pokus
            - Marokus świnokus gdzie jest Ryniokus?
            - Czemu świniokus Ryniokus?
            - Kurwa!
            - Dobra już dobra. Marokus świniokus gdzie jest ryniokus?
Kryształowa kula rozbłysnęła jasnym niebieskim światłem rozjaśniając twarz skupionego policjanta.
            - I co? Widzisz coś?
            -...
            - No słyszysz mnie? Widzisz coś?
            - Czekaj czekaj... Nic nie widzę
            - Kurwa ślepaku pokaż to. Nie no a z dużej czy z małej litery powiedziałeś Ryniokus?
            - A co za różnica? Jak się mówi to bez różnicy!
            - Jak to bez różnicy?
            - No przez małe powiedziałem a co?
            - To sobie teraz kurwa znajdziemy, chyba w piździe!
            - [size=0pt]krrzz[/size]32 do 00 [size=0pt]krrzz[/size]
[size=0pt]                [/size]- Zgłasza się 32
            - [size=0pt]krrzz[/size] pośpiesz się do tego Rynu, mężczyźni zaczynają się awanturować, ochrona nie daje rady zezwalam na użycie sygnałów świetlnych i dźwiękowych, 66 do 00 [size=0pt]krrzz[/size]
            - [size=0pt]krrzz[/size]Zgłaszam się [size=0pt]krrzz[/size]
[size=0pt]- krrzz [/size]Gdzie jesteś, co robisz?[size=0pt] Krrzz[/size]
            - [size=0pt]krrzz[/size]Praca, na RMP Wilkasy [size=0pt]krrzz[/size]
[size=0pt]                [/size]- krrzz Ty również udaj się do Rynu, udzielisz wsparcia dla 32 [size=0pt]krrzz[/size]
[size=0pt]                [/size]- krrzz Przyjąłem [size=0pt]krrzz[/size]
            - Dobra, chuj z tą kulą, badziewie jakieś. Dzwoń do ruchaczy, na pewno wiedzą jak trafić. Ciśnij do nich na Wilkasy!
            - ZA… 600…METRÓW… ZAWRÓĆ, JEŻELI TO MOŻLIWE –niespodziewanie kobiecym sztucznym głosem odezwała się czarodziejska kula…
 
 
 
 
                                                                       Ryn
 
 
 
 
Maszyny przystąpiły do sprzątania. Ochroniarz stał w jednym końcu korytarza, zaś sprzątaczka w drugim. Pojawił się charakterystyczny przy tego typu pracach kłąb kurzu.
- Kurwa delikatniej machać tymi miotłami, zajebiecie tu w pizdum wszystko!
Jeden z robotów przerwał pracę i podniósł rękę, tak jak przed kilkoma minutami. Najwidoczniej znów chciał coś oświadczyć.
            - O co chodzi!? Gadaj szybko!
            - Czy wyraża pan zgodę na zdeegzystowanie pana jak i osoby panu towarzyszącej, czyli tej grubej
            - Co takiego?
            - Cyborg wyjmując granata F1 z nogawki oświadczył;
            - Przykro mi, ale musi pan to połknąć
            - Co takiego? Ty chyba sobie żarty stroisz? Co ty sobie kur...aup!
            Robot błyskawicznym ruchem mechanicznej ręki, włożył granat do krzyczących ust, po czym dodał;
            - Dokonał pan konsumpcji granata, zapominając o zawleczce.
            Android nie chcąc zachować się chamsko, szybko włożył mu zawleczkę do ust.
            - Bajbaj pizdo – oznajmił, po czym chwycił intruza z granatem w gardle, i z niewyobrażalną siłą jak na filmach, rzucił w stronę drzwi, które pod naporem bezwładnego ciała, niemal zniknęły. Głucha eksplozja, która nastąpiła trzy sekundy po wyjęciu zawleczki, rozszarpała ochroniarza na strzępy szybciej niż ten zdążył upaść na podłogę. Do kafelkowego korytarza wróciły tylko jego kawałki. Sprzątaczka stała nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
            - Ej ty! – Odezwał się robot od Cezety – dla ciebie też mamy wyborny granacik, no już nie uciekaj gruba babo.
            Kobieta w niewyobrażalnym szoku, ruszyła do ucieczki. Wbiegła za róg pomieszczenia i tam zapewne zniknęła w szklistym labiryncie. Nikt jej nie gonił. Według obliczeń nie stanowiła jakiegokolwiek zagrożenia dla realizacji programu misji.
            - Dlaczego chcesz zdeegzystować Janusza Kormorana? – Zabrzmiało równocześnie z ust obu androidów
            - Ktoś głupi przyjdzie- ponownie w jednej chwili wypowiedzieli te same zdania
            - Nie mam zamiaru zdeegzystować obiektu, ty masz taki zamiar!
            - Nie zgadzam się z twoim twierdzeniem, jest ono w stu procentach niezgodne ze stanem faktycznym, czyli koniecznością chronienia jego istnienia.
            - To ja mam chronić jego istnienia a ty masz go zdeegzystować
            - Nie mówi się mam chronić jego istnienia tylko mam chronić jego istnienie
            - W takim razie gdzie on się teraz znajduje?
            - To samo pytanie powinienem zadać tobie
            - Już sobie przypominam. Został skradziony.
            - Skradziony?
            - Tak, skradziony, czyli zajebany.
            -, Czyli ktoś dokonał zajebanie?
            - Zajebania, tak to się odmienia.
            - Acha, zajebania. W takim razie teraz będziemy musieli go odzajebnić.
            B-1000 wybiegł z chłopcem pod pachą z budynku dyskoteki, miną grupkę cwaniaczków  w dresach, z których jeden na widok policjanta schował pod kurtkę ciągle pracujący wentylator z silniczkiem i wiszącymi przewodami. B tysiek po przebiegnięciu kilkunastu metrów ujrzał stojący na cegłach radiowóz, a dokładnie to coś, co z niego zostało. Brakowało siedzeń, świateł, zderzaków, wszystkiego brakowało, był tylko sam szkielet i silnik z głowicą, ale już bez filtra i układu wtryskowego. B-tysiek nie zastanawiając się długo, podbiegł do stojącej CBR-ki. Tam postawił chłopca na ziemię każąc mu czekać, sam natomiast przystąpił do uruchamiania maszyny. B nie zdawał sobie sprawy z popełnionego błędu. Kormoran nie miał zamiaru jechać na komendę tym bardziej, że nie miał zielonego pojęcia, za co jest zawijany. Dodatkowo, był zszokowany nieostrożnością policjanta, który po prostu kazał mu czekać a sam zajął się, Hondą, a dokładnie jej odpalaniem. Ucieczka, do której Janusz przystąpił była nieunikniona, chłopak zaczął biec w stronę swojej sueski. B tym czasem, próbował bezskutecznie uruchomić CBR-kę, lecz mimo kluczyków pozostawionych w stacyjce, silnik nie chciał nawet kichnąć. B-1000 wiedział, że gdzieś jest zamontowany dodatkowy wyłącznik albo coś w tym rodzaju, nie wiedział jednak gdzie ma tego szukać. Zaczął od tylnej lampy, nie znalazł żadnego włącznika, potem była tablica rejestracyjna-bez rezultatu. Wcisną końcówkę wentyla tylnej opony-dalej nic. Chłopak w tym czasie siedział już na wuesce i skakał na kopniaku jak kangur po pustyni. Wuecha wzięła przykład z Hondy. Również nie chciała zapalić. Kilkanaście szalonych kopnięć było dowodem na zalanie świecy. Siedzenie zostało zdjęte w ekspresowym tempie, tam leżał klucz do świec i tak zwane pokrętło. A dokładnie śrubokręt z ukruszonym plastikiem. Policjant był już blisko, chłopak dopiero, co odkręcił świecę, która zdawała się być do niczego. Cała mokra i osmalona.
            - Dlaczego nie możesz uruchomić pojazdu?- Niespodziewanie zabrzmiało z ust policjanta
            - …? – Janusz nie wiedział, co ma powiedzieć, ten głupek w mundurze zamiast go „zaaresztować” po prostu pytał się o przyczynę niesprawności silnika
            - Dlaczego nie możesz uruchomić pojazdu?- Pytanie zabrzmiało ponownie
            - Świeca się mnie zalieła – w końcu chłopak wydusił to z siebie nie mając pojęcia, jaki będzie tego efekt
 
   [size=0pt][1][/size] W Anglii zwany lewym
   
Zapisane

albiNOS

  • Jawer
  • ***
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 152
  • Kia Sorento, , Audi A4, Swift Coastline, Romet M1
Odp: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« Odpowiedź #9 dnia: Czerwca 04, 2012, 13:06:15 »

 - Masz na myśli tą część, do której idzie kabelek?
            - …? – Janusz nie wierzył własnym uszom, pomyślał tylko, że zioło, które dzisiaj jarał musi nieźle walić po bani.
            - Poczekać ty tu, ja pójdę po zapasową świecę – B udał się w stronę poloneza. Silnik w czasie rozbiórki auta był jeszcze gorący, więc świec prawdopodobnie nikt nie ruszył. Miał rację, pozostały nietknięte.
            - Czy od poloneza mogą być? – Zabrzmiało z ust B tysiąca
            - Tak, może być, dopierdolę kilka podkładek i będzie grało – Janusz dalej nie mógł uwierzyć w to, co się działo, dziwny policjant pomagał mu uciekać przed dziwnym policjantem, czyli tym samym, który kazał mu uciekać. Sam tego nie rozumiał i w sumie nie miał zamiaru tego zrozumieć. Miał nawet poważne wątpliwości, czy aby narrator się w tym wszystkim nie zagubił. B tysiąc miał jedną podstawową wadę. Był wykonany z betonu gorszej jakości. Gdyby pamiętał, że ma zabić chłopaka już dawno by się tym zajął. Mieszały mu się fakty istotne z bzdurami. Okresowo tracił poczucie celowości misji. Potrafił o wszystkim zapomnieć, ale i szybko odzyskiwał pamięć.
            Chłopak uruchomił silnik i gwałtownie ruszył ze zrywem tak aż przednie koło lekko oderwało się od podłoża. Tylko piasek pozostawiony na butach B tyśka przypomniał mu, że coś jest nie tak. Płynno-betonowa maszyna przystąpiła do pieszego pościgu za Kormoranem. Wybiegł za nim na główną ulicę gdzie uzyskał prędkość mogącą dać mu lekką przewagę. Wueska nie była zbyt szybka, ale miał do niej jeszcze spory kawałek. Biegł ciemną ulicą Rynu z taką prędkością, że jego kończyny z głośnym świstem niczym śmigła wiatraków przecinały powietrze. Nagle B 1000 poczuł silne uderzenie czymś ostrym, upadł na asfalt i po sekundzie coś go przykryło. Domyślił się, że oberwał czymś wielkim i miał za chwilę przekonać się, czym. W tym czasie wueska rycząc na wysokich obrotach ciągle się oddalała pozostawiając za sobą kłęby błękitnego dymu. B leżał ale nie miał zamiaru pozostać w tej pozycji. Ogromna maszyna, która go uderzyła zatrzymała się. Był to popularny Bizon Rekord Z-O58. Kombajnista wyszedł z kabiny i powoli chwiejnym krokiem podszedł do ciągle kręcącego się hedera. Nie był najtrzeźwiejszy, zawsze jeździł wypity, bo tylko wtedy nie bał się wyjechać na drogę publiczną. Po winie wszystko widział w zwolnionym tempie a po ruskiej wódce w ogóle nie widział. Nikogo tam nie zauważył, co oznaczało tak; albo za dużo było tej ruskiej wódy albo, ktoś tu przed chwilą był i to znaczy, że teraz jest…, ale w środku. W zbiorniku.
            - Kurwa zajebana! – delikatnie wzruszył się kierowca maszyny – znowu koguś żem zajeboł! A mówiłem derektoroju co by lampy powstawiać! ale nie kurwa! Tera ja! A nie łon po dupie łostanie! Bo żem wypity to już afera! i prakuratory bedom. Kurwa! A prawojazd mnie nie zabierą, wpierw tamte niech łoddadzą!
            Obroty silnika jak i hederu gwałtownie wzrosły. Rolnik ledwo, co odskoczył omal nie wpadając pod rozwścieczone noże i wichajstry maszyny, którą przed chwilą sam prowadził. W środku bez wątpienia ktoś siedział, wiedział to, bo domyślił się, że kombajny same nie uciekają no chyba, że czasem z górki. Tak jak kiedyś, co taki Deta rozpołowił aż gąsienice spadły obydwie. Ale tu było pod górkę, więc kombajn nie sam uciekał. Rolnik biegł za rozpędzającą się maszyną jeszcze przez chwilę. W końcu zrezygnował, tylko beretem pierdolną z nerwów o ziemię. Potem zaczął go nerwowo deptać.
            Wąska tylna opona motoru głośno zapiszczała a jego tył przez kilka metrów wężykował na boki. Wueska Janusza zatrzymała się przed jednym z niezbadanych tunelów zamku w Rynie. Całkiem niedawno, gdy miał parę lat przyjeżdżał do ciotki. Bawił się z kolegami chodząc po tych tunelach, jednak nigdy nie docierając za daleko. I nigdy tam nie pakował się sam. Zawsze zawracali, gdy tylko pojawiały się pierwsze kościotrupy. Nigdy by mu nie przyszło do głowy, że to dopiero kilka dni temu tunel ten został naprawdę odkryty. Dopiero teraz naukowcy na niego dziwnym zbiegiem okoliczności trafili. Nie wiedzieli, że ryńskie gówniarstwo już od kilkudziesięciu lat bawiło się tam w chowanego. Ale kto słucha dzieci? Nikt im nigdy -nie wierzył i tak jakoś zostało. A dorośli, którzy za młodu tam się bawili? Jakoś zapominali i tak to się kręciło. Tym razem drzwi do wielkiej jamy były zaplombowane papierową taśmą.
- Jakby to komuś miało przeszkodzić – Janusz zdziwił się tandeciarstwem zabezpieczenia, musiał jak najszybciej ukryć się przed policjantem. Wolał znaną mu, choć w części kryjówkę niż cisnąć główną K-59. Tam szybciutko by go dopadli zastawiając jakąś blokadę, czy coś w tym stylu.
Nagle zatrzęsło zamkiem! Ogłuszający huk zablokował uszy Kormorana. Janusz przez chwilą nic nie słyszał tylko widział za sobą potężną chmurę pyłu oraz latające cegły. Wszystko widział niemal w zwolnionym tempie. Prosto na niego kierował się wielki czerwony kombajn zbożowy, który spadł z wysokości około 10 metrów. Za kierownicą siedział policjant.
- Pięknie kurwa pięknie - Pomyślał Kormoran. Teraz wiedział, że musi wjechać do tunelu w którym wielki kombajn niema szans się zmieścić.
Echo odgłosu dwusuwowego silnika wueski, powodowało ciarki na plecach Kormorana który nie miał odwagi spojrzeć do tyłu. Ten dźwięk szybko zaczął się zniekształcać. A jednak się zmieścił! Sześcio cylindrowy ropniak był tuż za nim. Heder choć pogięty, ciągle się kręcił. Kombajn gonił Janusza Ciemnym tunelem. Za kierownicą siedział B-1000. Już dawno minęli pierwsze kościotrupy i jechali dalej gdzie tunel robił się coraz szerszy. Bizon był już tuż za wueską, niemal szorując o jej tylny błotnik gdy nagle Janusz usłyszał znany mu dźwięk katowanej rzędowej czwórki. To grubo ponad 10 tyś obrotów a ktoś nie włączał drugiego biegu. Wszystko to już nie mieściło się w jego głowie. Goniący go policjant w bizonie rekord i jakiś debil z cebrą na odcince! Co jeszcze? Może szkolny autobus z silnikami od miga dwudziestki dziewiątki albo rower górski z V dwunachą od czągu? Tego się nie spodziewał. Po prawej stronie też coś się pojawiło. Dorzynana CZ-ta! Chłopak kierujący wueską nie miał pojęcia jakim cudem kombajn jedzie ponad sto na godzinę, zresztą jego wuecha też nigdy tyle nie osiągała. Kierujący czetą zbliżał się do wielkiej rampy której w żaden sposób nie był w stanie ominąć, hamowanie też na nic się zdało. Klocki akurat w tej chwili postanowiły się skończyć zarówno w przednim jak i tylnym kole. A może i w ogóle ich nie było? Bez zmiany prędkości czeta poszybowała w powietrze. Linia energetyczna 110  Kv. Nagle pojawiła się przed oczyma robota frunącego czetą. Pomyślał, że ma bardziej przejebane niż wydawało mu się na początku. O tym, że linie napowietrzne nie powinny mieć swojego miejsca w zabytkowych tunelach nawet nie zdarzył pomyśleć. Czy były pod napięciem? Tego też nie pomyślał, on to po prostu sprawdził. Wyłącznik SPZ w zakładzie energetycznym jeszcze przez chwilę bawił się biednym cyborgiem to włączając a to wyłączając prąd. W końcu osmolony robot w ślad za wyjącą cezetą upadł na posadzkę tunelu. Wtedy robot stwierdził, że miną go Kormoran na wuesce a to oznaczało nieuchronne wpadnięcie pod kombajn. Tak też się stało. I nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie jakim cudem jeszcze przed chwilą był tuż za czerwonym bizonem a teraz wpadł prosto pod jego kosiarkę. Czyżby wysokie napięcie spowodowało nierealne zakrzywienie czasoprzestrzeni? Na to pytanie również nie potrafił sobie odpowiedzieć. Pojawiła się szansa wejścia na maszynę oraz unieszkodliwienia B policjanta. Robot po elementach konstrukcyjnych pojazdu natychmiast zaczął się wspinać w stronę szoferki. Maszyna ciągle gnała niczym napędzana silnikiem wahadłowca.
Niewyobrażalnie wielka siła zaczęła ciągnąć Janusza do góry. Ten nie chcąc spaść trzymał się mocno kierownicy tak mocno, że aż przednie i tylne koło zaczynało odrywać się od podłoża.
To cyborg jadący cebrą złapał Janusza za fraki. Nic z tego, nie miał wystarczającej siły by przenieść go na swoją maszynę.
- Puść motor! – usłyszał Janusz.
W tym czasie drugi robot wchodził już do kabiny
- Wypierdalaj od mnie! – chłopak grzecznie odmówił wykonania polecenia
- Wskakuj na mój motor! Natychmiast!
- Pierdol się paruwo niemyta! – Janusz nikomu nie ufał, uciekał resztkami sił wueski a pyzatym nie miał zamiaru jej uszkodzić, w końcu niedawno ją kupił.
Stojące i oparte o ścianę grabie w ułamku sekundy znalazły się w ręku robota kierującego CBRką. Teraz już nie stały. Tak jak strzała z łuku Robinchuda poleciały trzonkiem w stronę szprych przedniego koła wueski. Janek niczym wystrzelony z procy zaczął lecieć. Leciał dłużej i dalej niż w dyskotece. Usłyszał dźwięk włączanej bez sprzęgła dwójki w cebeerce która wyrwała do przodu jak opętana. Tylne siedzenie i plecy nieznajomego były bardziej przyjazne od dyskotekowej zimnej ściany kafelkowej. Drugi cyborg wiedząc, że Janusz jest już bardziej bezpieczny, wyskoczył z kombajna i chwycił z wahacz tylnego koła cebry. Prawą rękę miał wolną więc pistolet P-99 wycelował w szoferkę kombajnu i nacisną język spustowy. Brak efektu, broń nie była przeładowana co okazało się jedynie formalnością. Wystarczyło gwałtowne krótkie jego pchnięcie do przodu z prędkością jakiej żaden człowiek nigdy nie będzie w stanie uzyskać. Bezwładność zamka spowodowała przeładowanie i wprowadzenie pierwszego naboju do komory. Broń była gotowa do strzału. Nabój na swoim miejscu. Szybki, nacisk na język spustowy, całkowite napięcie iglicy oraz natychmiastowe jej zwolnienie rozpędziło ją w kierunku spłonki. Wtedy dopiero się zaczęło. Spłonka z piorunianem rtęci tylko na to czekała, jej eksplozja wywołana uderzeniem ostrego stalowego pręcika spowodowała dalszą reakcję. Zapłon ładunku prochowego. Nagły wzrost ciśnienia oraz temperatury gazów prochowych z ogromną prędkością wypchną dziewięcio milimetrowy pocisk. Nacisk gazów prochowych na dno łuski spowodował jej nagłe cofnięcie celem opuszczenia komory nabojowej oraz kolejnego przeładowania zamka. Krawędź łuski uderzyła o wyrzutnik zaś pazur wyciągu spowodował jej nagły obrót wokół pionowej osi tuż przy wyrzutniku. Gdy łuska była już daleko, zamek wprowadził kolejny nabój do komory. W tym czasie pierwsza kula już dawno opuściła lufę. Ale nigdzie nie trafiła. Znaczy w coś na pewno ale nie w to co powinna. Pozostały kolejne, po kolei wystrzeliwane w tempie porównywalnym do możliwości pistoletu maszynowego. Wszystkie pociski leciały gdzieś w stronę kabiny tłukąc jej szyby i dziurawiąc płynny beton. Bez większych rezultatów. Skuteczność jednego magazynka okazała się mizerna ale zawsze to w jakiś sposób utrudniało B-tysiącącowi szaleńczy pościg. Nastąpiła szybka zmiana magazynka. Pistolet z zamkiem w tylnym położeniu oraz już bez magazynka powędrował między kolana ciągnących się po podłożu nóg robota. To umożliwiło podczepienie kolejnego pudełka z nabojami przy użyciu tylko jednej ręki. Druga ciągle była zajęta, mocno trzymła się wahacza. Zmiana trwała nie dłużej niż 3sekundy. Kolejna seria powędrowała w stronę szoferki kombajnu. Kombajnu który był coraz dalej. A co za tym idzie wydawał się coraz mniejszy i cichszy. CBR-ka pruła już nieco ponad 200 ale dużo szybciej nie mogła z podczepionym pozostawiającym snopy iskier na betonie robotem. Zagrożenie oddalało się.
Zapisane

albiNOS

  • Jawer
  • ***
  • Offline Offline
  • Wiadomości: 152
  • Kia Sorento, , Audi A4, Swift Coastline, Romet M1
Odp: Parodia ,,Terminatora" z CZ w roli głównej, urywek...
« Odpowiedź #10 dnia: Czerwca 04, 2012, 13:07:25 »

 Chwilę później robotowi udało się wskoczyć na trzeciego. Wtedy maszyna rozpędziła się niemal natychmiast do 260 km/h.
B-1000 wiedząc, że na tą chwilę nie ma już szans dogonienia celu misji postanowił zakończyć pościg w jakiś spektakularny sposób. Wiedział, że tego oczekują czytelnicy. Pojawił się ostry zakręt, dużo za ostry jak na tą masę i prędkość. Maszyna przez chwilę jechała na dwóch kołach. Nie trwało to długo. Takiej ilości iskier nawet B-1000 nigdy nie widział. Zgasły dopiero w chwili unieruchomienia leżącego na boku Bizona. Nawet podajnik zboża musiał się urwać. Nie będzie już do niczego potrzebny. Płynno-betonowy robot wygramolił się ze sterty złomu. Powstało w jego umyśle kolejne pytanie. Dlaczego ta maszyna nie wybuchła? Wiedział, że na filmach zawsze wybuchają nawet hulajnogi i rowery górskie. A ten sobie leżał i nie miał zamiaru urządzić pokazu sztucznych ogni. Robotowi Pozostało jedynie zainicjować tak oczekiwane efekty, do czego posłużył się granatem RG42. Bez rezultatu. Tylko głuche puknięcie i chmara odłamków dziurawiących zbiornik paliwa i nie tylko. Wyciekający olej napędowy również nie chciał się zapalić. Prawdę powiedziawszy nie miał, od czego. Pozostała jedynie urwana linia energetyczna przyciągnięta przez robota pod sam wrak maszyny. Nic to nie dało. Prąd przestał przez nią płynąć parę chwil po kontakcie z CZ-tą i robotem. Jedyne wyjście to rozgrzanie ropy niewielką pochodnią zrobioną ze starej szmaty nasączonej tym, co wypływało ze zbiornika. W końcu się udało. Nic nie wybuchło, ale leżący kombajn po wielu wysiłkach B-1000ca staną cały w płomieniach. Tunel wypełnił się gęstym czarnym dymem, co akurat nie przeszkadzało androidowi.
W tym czasie uciekający Kormoran z dwoma identycznymi cyborgami był już coraz dalej. Cała trójka zbliżała się do wyjazdu z tunelu
 
 
 
 
 
 
                                                           
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
CZĘŚĆ II
                                                                       
 
                                                                       
 
Dawniejszość
 
 
 
To była wyjątkowa okazja. Otrzymać kawał ziemi w zamian za dożywotnie dochowanie tajemnicy. Niby nic trudnego, ale czy na pewno? Chłop miał się zaopiekować świeżo wybudowaną stodołą, w której miało być pomieszczenie, do którego nikt, nawet on nie miał prawa pod jakimkolwiek pozorem zajrzeć. To, plus niezdawanie pytań, było jedynymi warunkami otrzymania kilku hektarów ziemi. I tak stała ta stodoła, długo, długo aż do teraźniejszości
 
 
 
 
 
 
Teraźniejszość
 
 
 
 
 
            Licznik CBR-ki był już prawie zamknięty. Obydwa roboty z Januszem między nimi mknęły teraz ciemną szosą zostawiając za sobą zamek w Rynie. Janusz nie miał pojęcia gdzie ci dwaj go wiozą. Był w takim szoku, że nie potrafił wydusić jednego słowa. Pamiętał cały cyrk z kafelkami w dyskotece, latający kombajn bizon rekord, dziwnego policjanta. Pamiętał chwilę opuszczenia tunelu i oczywiście w końcu dowiedział się, dokąd on prowadzi i zdziwiony stwierdził, że była to pobliska miejscowość Sterławki.
            Miejsce, w którym udało im się opuścić tunel było zgrabnie ukryte w jednej ze starych szop należących zapewne do równie starego rolnika. Wyglądało na to, że właściciel tego drewnianego, (na kształt stodoły) obiektu nie miał zielonego pojęcia, co się w nim kryje. Trzymał tam słomę, jednak stodoła była nieco bardziej skomplikowana w budowie niż zwykły graniastosłup. Mnogość ścian i brak dokumentacji technicznej dotyczącej olbrzymiej drewnianej konstrukcji utrudniał połapanie się w tym, która ściana tak naprawdę sąsiaduje z podwórkiem a która po prostu z inną ścianą. Niezliczona ilość gratów z czasów II wojny. Jakieś przestarzałe maszyny rolnicze, ale i nowsze rzeczy. Ciągnik Ursus z lat 60-tych, zresztą jeszcze na chodzie, bo niby, co tam miało się psuć? I wiele, wiele innych. Jedno pomieszczenie nie otwierało się. Przynajmniej od zewnątrz nie było możliwości dostania się do niego. Właściciel, chłop w podeszłym wieku wiedział, że tym miejscem nie powinien się zbytnio interesować, tak mu kiedyś kazano…
 
 
                                                                       
 
                                                           
 
 
Dawniejszość, ale nie dawna
 
 
 
            Tunel był coraz węższy i niższy, jedyne, co go oświetlało to tandemowy reflektor kosa. Honda CBR 1100 XX super blackbird, zwana również kosem jechała z coraz niższą prędkością z trudem mieszcząc się w niektórych odcinkach tunelu. Widać było, ze zbliża się jego koniec. Nastąpił tak szybko jak się tego wszyscy spodziewali.
            - No i co teraz?- Zapytał robot kierujący motocyklem, silnik cebry pracował na niskich obrotach, czuć było zapach przegrzanego oleju.
            - Musi tu być wyjście oświadczył jeden z robotów. Istnienie tunelu prowadzącego do nicości mija się z celem.
            - Ale tu nie widać żadnych drzwi. Drewniana ściana i koniec! Zawracamy?
            - Powtarzam, istnienie tunelu prowadzącego do nicości mija się z celem.
            Oba roboty podeszły do ściany po czym zabrali się do jej oględzin. Jeden z robotów podszedł na chwilę do motocykla, wyłączył silnik ale pozostawił włączone światła. Otworzył siedzenie z pod którego wyciągną niewielką teczkę a z niej zaś jakś podwójną kartkę formatu A4. Robot podszedł do ściany i......
Na razie to wszystko cdn. nie wiem tylko kiedy
Zapisane