Wrócilismy. 500 km (w tym 50 po w eskorcie dla wujka dnia poprzedniego )To był chyba mój drugi w kolejności najbardziej eksremalny wyjazd motocyklem (co innego rowerem.. tym to sie nie takie rzeczy robilo
). Sobota rano. Jako, ze jechalem z dziewczyna zamiast wyjechac o 8 rano wyjechalismy o 11. Poprzedniego dnia rowerem do Berlina wyjechal wujek i jeszcze do tej pory nie wrócil:P(musialem mu jeszcze dowiesc inne buty 25 km za Zielona Góra).
25 km za Zieloną Góra zaczyna padac. Jedziemy dalej. Ola krzyczy "Zjedz Zjedz" natomiast ja slysze "Jedz Jedz "
W tym momencie zaczyna przerywać prawy gar, w koñcu zupełnie przestaje pracować. Nie wiem jakim cudem ale w okolicy Krosna Odrzañskiego znajdujemy opuszczony cały kompleks serwisowy w tym 2 puste garaże
Domyślam się co padlo.. nie zabezpieczyłem odpowiednio połączenia cewki. Ale to żaden problem.. Tasma izolacyjna i po problemie.. Zaraz gdzie jest taśma.. dałem ją wczoraj wujkowi i zapomniałem wziąć drugiej (mam wszystko, całą elektrykę na wymianę ale nie mam głupiej taśmy, poradziłem sobie za pomocą rozciągliwego woreczka foliowego. Jedziemy dalej. Po 10 km przestaje padać. Mijamy granice, jedziemy bocznymi drogami, super winkle. I jakiś zlot starych skuterów (konkretnej marki) pyrkają sobie 50 km/h w 20 osób. Jeszcze do Berlina nie dojechaliśmy a tu już 15.00. Zapomniałem dodać, że ślizga mi się sprzęgło. Miałem wsadzone miększe sprężyny (w je¼dzie solo OK. ) bo moje Kochanie uczyła się je¼dzić i miało problem z wysprzęglaniem. Wiec przelotowa 80 -90. Przed Berlinem wjeżdżamy na autostrade. Daje w palnik.. zasuwamy 115 ale obroty wskazywały by na więcej. TRACH GRHR SRUU kolo się blokuje, koniec jazdy. Teraz to mam stresa – srodek autostrady w Niemczech a my stoimy z Jawą. Po kilku próbach Jawa odpala, ale nie mam już 4rki (pó¼niej 4rka powraca. cos się musialo od tego nagłego momentu zaciąć – silnik się po prostu przytarł). Nie wzięliśmy mapy Berlina bo na Ringu są zawsze kierunki na lotniska. Niestety kierunkowskazu nie ma a babka na stacji każe mi zjechać na centrum. Zjeżdżam (pó¼niej się dowiedziałem, że istotnie kierunkowskazy na Tempelhof były już od następnego zjazdu). Pakujemy się w samo centrum Berlina. Mijanka miedzy samochodami, co nie zapytam o drogę to turyści i nic nie wiedzą
Znale¼liśmy stacje benzynową. Kupuje mape. Pytam się gdzie jesteśmy.. Mineliśmy Tempelhof. Kiedy przyjeżdżamy na miejsce są już ostatnie loty i ogólnie już koniec imprezy
(ale nastroje świetne bo widoki były cudowne – łącznie z tymi nad jeziorem – pomyliliśmy drogę gdzieś w połowie trasy
). No to wracamy. Wujka nie spotkałem. Jedziemy zatankować i w trasę, wyjeżdżamy z Berlina. Mamy zamiar pojechać jakimiś bocznymi drogami, jeszcze skoczyć nad jezioro w £agowie Lubuskiem. na jakąs lepszą kolacje (cały dzieñ na jednej bułce). Ma być romantycznie
Niestety zaczyna padać. Darujemy sobie dalsze „zwiedzanie” Niemiec i lecimy na autostradę. Jak tylko na nią wjechaliśmy rozpętała się burza. Do granicy 70 km. W międzyczasie kupiłem nawet taśmę izolacyjną, ale już porządnie cewek nie zabezpieczyłem.. Jakoś tak wyszło. Niedługo potem prawy gar zaczyna przerywać. Załapałem, że jeśli jadę po śladzie ciężarówki to powraca do życia. Gnamy. Ruszam palcami u nóg – chlupocze woda. Nie ma na nas już żadnej suchej nitki. Robi się ciemno. w koñcu prawy gar wyzioną ducha. Lecimy 75 85 na jednym. 25 km przed granicą zjeżdżamy na stacje. Nie da się zsiąść z motocykla. Ogólnie nie czuje koñczyn. Obklejam elektryke, gubię podkładkę pod bak i jedziemy dalej.. niestety zalana już elektryka odmawia znowu posłuszeñstwa. Załalem świece. Robie mocne przegazówki na sprzęgle żeby ja odczyścic. Udaje się, prawy gar odpala, ale po chwili.. trach.. silnik się przyciera i znowu pobocze. Odpalamy i jedziemy dalej znów na jednym garze. Mijamy kolejne na granicy. Niemiecki celnik pyta się o Jawę i oczom nie wierzy
Mijamy granice i co.. prawy gar magicznie załapuje i przerywa powyżej 4000 obrotów, wiec luz. Do domu jeszcze 70 km Ciągle leje, do tego dochodzą Polskie koleiny. Droga dłuży się niemiłosiernie. Jeszcze jedno tankowanie. Nie mogę odkręcić korka. Ręka się ślizga. W koñcu się udaje. Pó¼ną nocą dojeżdżamy do domu.. Skora waży tonę. Analizując wszystkie za i przeciw wyjazd był rewelacyjny, a Jawa spisała się na medal. Dawno tak sobie nie pośmigałem po winklach. Mimo tych 180 Km w deszczu było warto. Ale jestem teraz pozytywnie naładowany.
pozdr