Trzeba ruszyć forum.
Ludzie! Niech lepiej remontuje SHL-ke. Kupi jakąś padnięta jawę, wpakuje 3 razy tyle w części i czar pryśnie. Wiem, że w Jawie można się zakochać, ale są jakieś granice. W czasach, gdy ja ujeżdżałem jawy (połowa lat 90-tych) nie było wielką sztuką kupić maszynę od pierwszego właściciela i czerpać radość z jazdy. Cena paliwa też nie przerażała (1,50 zł/1 litr). W dzisiejszych czasach, młody człowiek zazwyczaj kupuje jawe po 2,3, a nawet 4 właścicielu. Zanim przebrnie przez tuzin “patentów” poprzedników i dokona wymiany odpowiednich części, nie wspominających o własnych błędach, to ostateczny koszt motocykla osiągnie taką kwotę, za która można już kupić japoñczyka.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Jawa to delikatny sprzęt. Oczywiście można ulepszyć to i owo. Ale nagle po zmianie zapłonu, całej instalacji elektr., hamulca na tarczę, kosza sprzęgłowego, walce z wodzikami, przedmuchami na labiryncie itp. niespodziankami dochodzimy do wniosku, że więcej czasu spędzamy przy motocyklu niż na motocyklu.
Zaraz ktoś się odezwie, że są ludzie którzy objechał pół świata na Jawie, itd.. Oczywiście, ale co to była za jazda. Pykanie na pół gwizdka do 4 tyś. obrotów, z duszą na ramieniu, żeby się tylko silnik nie rozpadł. I taka jest bolesna prawda.