Witam wszystkich jawowcow, zajawowiczow, jawkowki... poplynolem...
W niedziele dolaczylem do grona motocyklistow kupujac swoj pierwszy motocykl, Jawe 350 z roku 88'!!!!
Sprzet troche wysluzony, ale jezdzi (a raczej jezdzil ale o tym za chwile) prosto, ma komplet dokumentow oraz najwieksz jego zaleta - jest moj ;P
Pocisk (tak zostal ochrzczony), juz w drodze do domu, po okolo 5 kilometrach, okazal mi sypatie mrugajac czerwonym oczkiem (z podpisem dynamo). Dwa wieczory dlubania, telefonicznych konsultacji i usterka zostala usunieta - nowy wirnik alternatora zalatwil sprawe. Po drodze wymienile regulator napiecia, akumulator pare metrow przewodow, szczotki i kilka pierdol. Kopniak, przegazowka, szczotki sie ulozyly jest ladowanie! O, nie ma... hmmm kilka chwil zadumy z miernikiem, srubokretem i wymieniam szczotki na stare, jedna z nowych sie skruszyla...
No to w droge!!! lapie za sprzeglo i znowu zaduma... Praktycznie brak oporu. No nic rozpedzam motor, wpinam bieg, test ladowania ok, moze troche za mocne (na obrotach dochodzi do 18V, na wolnych 13,5). Zdusilem maszyne zaczynam regulacje sprzegla. Jakos mi nie idzie... Po chwili test i zamiast nie miec sprzegla ma caly czas "wcisniete"... Nawet po zdjeciu tej calej przekladni z kulka sprzet z podniesionym kolem nie przeklada ani pol newtona na kolo...
Niestety w sytuacji takiej odmowy wspolpracy zkapitulowalem, odstawilem sprzet do wujkowego garazu (dobrze ze rozkraczyla sie praktycznie pod jego drzwiami, a nie np na srodku grota-roweckiego...) i udalem sie w podroz autem do domu.
Od rana nie moge sie skupic na pracy, przeczesuje siec w poszukiwaniu odpowiedzi, az trafilem na wasze forum. Tak wiec witam was wszystkich goraco, temu kto przebrnol przez moje wypociny gratuluje i prosze o wybacczenie ewentualnych bykow. Do zobaczenia na szlaku!
p.s.
Jak cos wymysle, ewentualnie naprawie to podepne do tego posta rozwiazanie zagadki